Seminarium Ogasawara-ryū

Jeżeli spojrzy się na historię kyūdō, trzy szkoły są warte wyróżnienia. Idąc od czasów najnowszych, najpierw jest styl Honda, który przyczynił się do ocalenia tradycji łuczniczych. Dalej są szkoły Heki, które miały ogromny wpływ na strzelanie piesze na polach bitwy. Zaś gdy sięgniemy czasów najbardziej odległych, jest szkoła Ogasawara. Ich specjalizacja: łucznictwo konne, łucznictwo ceremonialne oraz etykieta – jak zaczęli się tym zajmować około XII wieku, tak zajmują się tym nadal. Od pewnego czasu mamy w Polsce okazję uczestniczyć w treningach tego stylu za pośrednictwem Skype’a pod okiem senseia Ishibashi. Jednak około godzina konferencji raz w miesiącu, pewne trudności z połączeniem i długie kolejki do oceny przez senseia powodują, że chciałoby się czegoś więcej. Na przykład spotkania z nauczycielami na żywo. I to właśnie się stało – do Polski przylecieli sensei Takayoshi Kuri i sensei Kimiko Fukada, by przedstawić nam zasady szkoły Ogasawara. W kategoriach ANKF-u mają odpowiednio shichidansiódmy dan i rokudanszósty dan, a ich licencji (menkyo) wg. systemu Ogasawarów nie podam, bo bym się z tych nazw nie wytłumaczył w przypisach. Jednak wiedzcie, że to jedni z najlepszych nauczycieli tej szkoły. Seminarium odbyło się w Warszawie, między 27 a 29 września, dzięki staraniom fundacji Umemi.

W piątek, 27 września, zajęcia odbywały się w Służewskim Domu Kultury. Zaś o ich wyjątkowości na tle innych treningów kyūdō z przeszłości świadczyło to, że nie zabieraliśmy łuków, strzał ani innego sprzętu łuczniczego. Były również otwarte dla osób niećwiczących łucznictwa, a po prostu chcących poznać tajniki japońskiej etykiety.

Jak można było się spodziewać, było sporo elementów, które już z senseiem Ishibashi przerabialiśmy. Chodzenie w przód i w tył (na trzy tempa), zakręcanie w miejscu, zakręcanie w ruchy, wstawanie i klękanie, obroty klęczące: hirakiashipodstawowy obrót na kolanach i mawariashiobrót wychodzący przede wszystkim z ruchu bioder, bez pomocy kolan, przesuwanie się w pozycji klęczącej i bogaty zestaw ukłonów. To wszystko to elementy, które wyróżniają kyūdō spośród innych tradycji łuczniczych. Kyūdō to nie tylko to co dzieje się na shailinia strzału, to nie tylko osiem etapów strzelania – bo jakoś do shai trzeba przecież dojść. I może na to nie wygląda w pierwszej chwili, ale są to ćwiczenia męczące. Już po krótkiej przemowie senseia Kuroi, którą wygłosił na rozpoczęcie, parę osób miało problemy ze staniem po podniesieniu się z seizy seizasiedzenie na piętach, bardziej spoczynkowe siedzenie niż kiza, gdy wcześniej blokowana krew uderzyła w nogi.

Tak wyglądały ćwiczenia do lunchu (na który zaserwowano dania kuchni chińskiej). Po lunchu tematyka jeszcze bardziej oddaliła się od łucznictwa. Na starcie, rozkładanie i używanie wachlarza. Co powiecie na sztukę siadania na macie zabuton w trzech wariantach – bocznym, tylnym oraz VIP-owskim? Połączone ze sztuką składania zabutonu i odkładaniem go na miejsce. Potem sztuka wiązania węzłów – i nie chodzi o węzły na himosznurek hakamyużywane w sztukach walki szerokie spodnie, a o zwykłe sznurki. Następnie przygotowywanie kopert do wręczania pieniędzy. I w końcu wręczanie przedmiotów zapakowanych w chustę furoshiki – jak poprawnie przedmiot odwinąć, jak go zaprezentować i przysunąć do obdarowanego, jak się odkłonić przyjmując coś. Wszystko w pozycji seiza i w stosownej relacji do kamizywysokie miejsce, ważniejszy punkt przestrzeni w której osoba się znajduje.

Po części ćwiczeniowej odbył się otwarty wykład na dużej sali, na który licznie przybyli zainteresowani słuchacze. Sensei Kuri opowiadał o szkole i rodzie Ogasawara, o ich wiekowej tradycji – poznaliśmy m.in. pochodzenie monuherb rodu, los od epoki Meiji, kiedy odsunięty od sioguna ród uznał, że nie można pobierać opłat za nauczanie tradycji, a także form strzelania na przestrzeni wieków. Główne przesłanie: etykieta to wynik działania, nie z wiedzy. Zaś oprócz całej sali widzów, wykładowi przysłuchiwał się za pośrednictwem Skype’a waka senseimłody sensei, następca obecnej głowy rodu, Kiyomoto Ogasawara. W Polsce wykład rozpoczął się o godzinie 18, potrwał około 2 godziny, a przesunięcie czasu to 7 godzin. Resztę można samemu wyliczyć. I ze strony waka senseia nie było to tylko bierne przysłuchiwanie się, ale też udział w sesji pytań i odpowiedzi, którą zakończyło się wydarzenie. W planach było chyba jeszcze kilka ćwiczeń z publicznością, ale najwyraźniej zabrakło czasu.

Kolejny dzień to już zajęcia z łukami. Przenieśliśmy się do znanej nam już sali V Liceum Ogólnokształcącego im. Księcia Józefa Poniatowskiego. Wizyta oficjalnych gości rodu Ogasawara była o tyle ważnym wydarzeniem, że w końcu można było komisyjne sprawdzić, czy podłoga nadaje się do tego stylu. Zatwierdzono nasze obawy, że idealna to ona nie jest i problemy ze swobodnym poślizgiem to nie jest wyłącznie wina naszego braku umiejętności.

Trening rozpoczęliśmy od rundki taihaiugrupowa forma strzelania, byśmy mogli pokazać nasze umiejętności. Każdy dostał indywidualne uwagi od obu senseiów. Następnie udzielono nam instrukcji czym się różni taihai Ogasawarów od stylu uniwersalnego. Radykalnych różnic nie ma, a to z prostego powodu – opracowując styl uniwersalny, taihai został zaczerpnięty właśnie z nauczania tej szkoły. Jednak są interesujące detale w technice strzelania, na przykład odkładanie łuku na kolano już po założeniu pierwszej strzały.

Podczas jednej z przerw sensei Fukada zabrała wszystkie panie na szkolenie z wiązania hakamy – tu pojawia się trochę różnic. Sensei Kuri też przekazał panom kilka instrukcji.

Odbyła się też lekcja o roli kaizoe, czyli asystenta. I znów pojawia się kilka interesujących różnic, jak sygnały dla kaizoe, że itestrzelający ma problemy z założeniem rękawu kimona czy odległość jaka ich obu dzieli. Wszystkim dane było przećwiczyć element wręczania łuku oraz strzał.

Osobiście odebrałem też ważną lekcję z niespodziewanych zwrotów akcji. Zakładając strzałę, zobaczyłem że hashiribapiórko skierowane w górę po założeniu strzały na cięciwę oderwała się nieco od strzały. Nie pierwszy raz widziałem coś takiego, wystarczy to w wolnej chwili w domu przykleić. I gdy strzała poszybowała w stronę mato, zebranym ukazało się piórko, wolno opadające na podłogę kilka metrów od shai. Odrywanie kawałków pióra to coś co się widuje, ale z całym piórem się jeszcze nie spotkałem. Prawdopodobnie jest to shitsupewna kategoria błędów zakłócająca przebieg strzelania, choć sądzę, że nie wymaga specjalnego działania gdy pióro odpada w takiej odległości. Chyba nawet da radę uciec z shai bez yupłytki ukłon, stosowany m.in. jako przeproszenie za shitsu.

Trzeci dzień został ogłoszony dniem kimon. Co oznacza ćwiczenia z hadanugiściąganie rękawa kimona i hadairezakładanie rękawa kimona dla panów oraz z tasuki sabakiwiązanie rękawów kimona tasiemką dla pań – choć zostało niejeden raz powiedziane, że w szkole Ogasawara tasuki sabaki nie odbywa się w przestrzeni shajoprzestrzeń w której się strzela. Jednak najciekawszą częścią dnia, po przerwie lunchowej (menu: pizza) i po przebraniu się w gibiała bluza treningowa, było poznawanie formy momoteshiki. Jest to szczególna forma strzelania zespołowego, którą wykonuje się w znacznie większej grupie, a strzela się do jednego wielkiego celu i wszyscy robią to niemal jednocześnie – właśnie sekundy przesunięcia wpływają na efekt wizualny. Znaliśmy pewną uproszczoną wersję tej formy z warsztatów z Johnem Bushem i Jeffem Hummem, teraz mogliśmy poznać jak to robią Ogasawarowie. Właściwie, nauczyliśmy się bardzo uproszczonej wersji, bo pełna wymaga kilkunastu łuczników w dwóch zespołach, dwa razy tyle kaizoe, do tego grupy sędziów przy tarczy, drugiej grupy przy linii strzelania i kolejnego zestawu asystentów dla nich. W pełnej formie zabawę organizowano co dziesięć lat, bo ciężko było zebrać ekipę. Wraz w wprowadzeniem prostszej wersji, momoteshiki można oglądać częściej. Dwie główne różnice wobec wcześniej nam znanej wersji – łucznicy ustawiają się w linii pod kątem, w efektowny sposób rozwijając i składając formację, oraz więcej kombinowania z przygotowaniem łuku po ściągnięciu rękawu kimona. Choć do idealnej synchronizacji sporo nam zabrakło, łatwo można sobie było wyobrazić efekt jaki wywiera dobrze wykonane momoteshiki.

Na sam koniec skorzystaliśmy z lekcji dnia pierwszego i zgodnie z ceremoniałem wręczyliśmy nauczycielom kilka pamiątek. Choć trzeba uzupełnić, że wymagało to nieco podstępu, by sprowadzić nauczycieli do pozycji seiza i to właściwie skierowanych do kamizy, by obdarowujący nie musieli zbyt długo się zastanawiać co jest w danej chwili ważniejszą kamizą. Jednak na kolejny przyjazd senseiów musimy poćwiczyć podobne podstępy, bo ten sprowadził się do poproszenia wprost o odpowiednie ustawienie się i seizę. A że intencja nie została przedstawiona (bo to miała być niespodzianka), było kilka sekund zamieszania.

Gdzieś tam podczas krzątania się przy sprzątaniu sali udało się kilku osobom załapać jeszcze na szkolenie ze składania hakamy.

I wszystko wskazuje na to, że to koniec serii wielkich wydarzeń roku 2019. Oczywiście, coś w kyūdō będzie się dziać. Zaraz ruszają warsztaty w Obornikach, ten tekst powstaje gdy trwa III Poznański Taikai, prawdopodobnie odbędzie się kolejna edycja turnieju Kyudoweenowego – ale to już stałe punkty kalendarza. Choć kto wie, może Polskie Stowarzyszenie Kyudo lub Fundacja Umemi chowają jeszcze jakiegoś asa w rękawie. Ale do czasu jego ewentualnego ujawnienia, uznajemy akcję jak się bawić stylami, to na całego za zamkniętą.

bez zbędnych ruchów
czy są gdy pióro spada?
siądź by przyjąć dar

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *