Kyūdō Taikai Poznań 2019

Poznań miał już ogromną rolę do odegrania w tym roku, wszak to tu w lipcu odbyło się Europejskie Seminarium IKYF. Nie był to jednak pierwszy raz, gdy przyszło nam gościć w Poznaniu, i nie był to też raz ostatni. A przyczyną tego jest Poznań Taikai, który za sprawą klubu Tengukai w tym roku odbył się po raz trzeci. W weekend 5 i 6 października łucznicy z całej Polski zjechali się, by rywalizować w zawodach drużynowych i indywidualnych. Choć rywalizować to takie nieeleganckie, agresywne słowo. Przyjechaliśmy trenować strzelanie w warunkach podwyższonego stresu i wzmożonej chęci trafienia w cel.

Rok temu nasza reprezentacja startowała wyłącznie w kategorii indywidualnej, a to przez brak zespołu. Niestety, i w tym roku nie byliśmy jeszcze w stanie wystawić pełnej trzyosobowej reprezentacji Górnego Śląska. Udało się jednak coś pokrewnego – razem z Wrocławskim Stowarzyszeniem Kyudo Ikiai wystawiliśmy reprezentację Śląska. Z kronikarskiego obowiązku trzeba dodać, że łączył nas nie tylko historyczny region, ale też ten sam stopień dan oraz identyczna liczba liter w nazwiskach.

Na miejscu zmagań stawiło się siedem trzyosobowych zespołów do rozgrywek grupowych i jeszcze dwie osoby rezerwowe na turniej indywidualny. Po dwa zespoły wystawiły kluby Tametomo z Mysiadła (z ich dwoma osobami rezerwy przedstawiali pełne spektrum stopni, od mudanbez stopnia dan do yondanczwarty stopień dan), Aoi z Krakowa i Tengukai z Poznania. W barwach Ikiai pojawił się jeden zespół. Niestety, zabrakło reprezentacji łódzkiego Ayame, Opola czy pozostałych warszawskich grup. Choć biorąc pod uwagę natłok wydarzeń kyudowych w kraju i za granicą, czasami trzeba z czegoś zrezygnować.

Po powitalnym ukłonie przyszła kolej na otwierającą ceremonię yawatashipokaz otwierający wydarzenia. Formę hitotsu matotrzech łuczników po kolei strzela do tej samej tarczy zaprezentowały Blanka, Marta oraz Joanna. Następnie przystąpiliśmy do losowania kolejności – nam przypadła pierwsza pozycja. Ma to swoje zalety, po oddaniu pierwszej serii strzał mamy przez krótką chwilę zagwarantowane pierwsze lub drugie miejsce w rankingu.

Rozpoczęły się eliminacje drużynowe. Całość została przeprowadzona sprawnie, a forma strzelających sprawiała wrażenie lepszej niż rok temu. Nie mam pełnych archiwalnych danych liczbowych, by się do tej teorii odnieść – jednak kroniki mówią, że zeszłoroczni finaliści uzyskali 18, 12, 8 i 6 punktów w eliminacjach. Coś w tej lepszej formie może być, bo po trzech rundach sędzia główny ogłosił, że do finału dostały się zespoły: Tametomo 2 (który można uznać za kontynuatora tradycji zeszłorocznego zespołu Tametomo Heki; w tym roku jednak wspólnym mianownikiem nie był styl Heki, a stopień Yondan) z 16 trafieniami (na 36 możliwych), Aoi 2 z 14 trafieniami, Ikiai z 13 trafieniami oraz Tametomo 1 z 12 trafieniami. Pozostałe zespoły zdobyły po 8 punktów zaś oba zespoły Tengukai w poszczególnych rundach miały po tyle samo trafień: 2, 3 i 3.

Turniej drużynowy był też kwalifikacjami do turnieju indywidualnego. Po podliczeniu punktów ustalono, że już przynajmniej 4 trafienia gwarantowały udział w dalszych rozgrywkach. W ten sposób wyłoniono dwunastoosobową grupę, otwieraną przez Dawida z Aoi z 9 trafieniami, kończąc na 5 osobach z 4 trafieniami. Jednak miejsc przewidzianych do finału było 15, co oznacza, że cztery osoby z wynikiem 3 trafień staną do dogrywki. Pierwsza runda dogrywkowa, rozgrywana w trybie izumejedna strzała, kto trafi, ten przechodzi dalej, zapełniła dwa z trzech miejsc, dostali się Paula z Aoi i Tomek z Tametomo. O ostatnie miejsce w trybie enkiwszyscy strzelają raz do tego samego mato, wygrywa osoba, która trafi bliżej środka walczyli Radek i Anna, oboje z Tametomo. Ta część dogrywki zakończyła się ciekawym problemem – metrycznie bliżej był Radek, jednak jego strzała uderzyła o podłoże przed celem i wsunęła pod piankę z tarczą. Sędziowie uznali, że należy za zwycięzcę uznać Annę, której strzała tkwiła w piance. A był to dopiero przedsmak wewnętrznych zmagań w Tametomo.

Ostatecznie, klub Tametomo miał 7 reprezentantów w finale indywidualnym, Aoi 4 osoby, a Tengukai i Ikiai po 2. Choć można rzec, że Ikiai miało jedną osobę w finale, podobnie jak Gengetsu.

Po rozstrzygnięciu kto będzie walczyć następnego dnia, przyszła pora na część warsztatową. Myślą towarzyszącą naukom było żadnych rewolucji – zbyt nagłe wprowadzanie zmian do stylu strzelania może powodować znaczący spadek trafialności, a tego nikt przed finałami nie chce. Zatem skupiliśmy się na podstawach – pozycji tori yumi no shiseipodstawowa pozycja z łukiem, przed przystąpieniem do strzelania, wstawaniu, siadaniu, płynności ruchów bez zlewania się kolejnych sekwencji strzelania czy prowadzeniu uchiokoshipodnoszenie łuku w celu oddania strzału przez prawą rękę. Udzielono nam też bardzo ważnej lekcji z domeny BiPiękno, od Shin-Zen-Bi, Prawda-Dobro-Piękno, trzy cele współczesnego kyudo, którą można w poetycki sposób podsumować jako nie opierać łuku o podłogę, gdy stoicie!.

Dzień finału rozpoczęliśmy od szybkiej dwustrzałowej rozgrzewki. Była szybsza niż przewidywano, co pozwoliło zacząć turniej z kwadransem wyprzedzenia. Zespół Ikiai już podczas losowania postanowił wykorzystać swoją moc stabilności i wylosować pierwsze tachizespół. Drugi strzelał zespół Tametomo 2, potem Aoi 2 i Tametomo 1. Strzelaliśmy w tym samym formacie co poprzedniego dnia, czyli rissha kyogi no maiistrzelanie stojące, tempo turniejowe, 3 rundy po 12 strzał na drużynę – 4 na osobę. Pierwsza runda było nieco zaskakująca, bo na przód wysunął się zespół Ikiai z 5 trafieniami, za nim Tametomo 2 i Aoi z 4 trafieniami, zaś yondani z Tametomo tylko 3. Ale jak zeszły rok pokazał, wyniki potrafią się szybko zmieniać. Zmiana przyszła w drugiej rundzie, ale być może nie taka jak się spodziewano. To Tametomo 1 wpakowało dodatkowe 6 strzał, zajmując pierwsze miejsce. Ikiai i Aoi zrównały się na drugim z ośmioma punktami, Tametomo 2 podgoniło o 4 oczka, kończąc z 7 punktami. I to dalej było za wcześnie by wyrokować. Bo hekowcy z Tametomo 2 już kiedyś nam pokazali, że potrafią się pozbierać. Najpierw poszło 5 trafień dla Ikai, dając wynik 13 punktów. W tym samym czasie Tametomo 2 trafiło 7 razy, w tym komplet 4 trafień Krzysztofa. Aoi zdobyło kolejne 3 trafienia i można było z zainteresowaniem obserwować starania Tametomo 1. W momencie, gdy przyszła kolej na ich ostatnie trzy strzały, mieli łącznie 13 punktów. Zero trafień oznacza dogrywkę z Ikiai o drugie miejsce. Jedno trafienie to bratobójcza walka z Tametomo 2 o miejsce pierwsze. Cokolwiek więcej to bezapelacyjne miejsce pierwsze. Strzała posłana przez Radka S. zadecydowała, że Śląsk musi się zadowolić trzecim miejscem, a obie drużyny z Mysiadła staną na shai jeszcze jeden raz, tym razem z jedną strzałą. Decydujący strzał należał do Krzysztofa, gwarantując drużynie Tametomo 2 pierwsze miejsce. Choć jak się okazało, nie wszyscy w Tametomo 1 byli w pełni świadomi, o co toczy się walka. W ten sposób po raz trzeci w dziejach turnieju, klub Tametomo rozstawił na podium obie swoje drużyny. Ze statystycznego obowiązku trzeba dodać, że w Ikiai strzelaliśmy wyjątkowo stabilnie – tak jak w eliminacjach, znów Bożena trafiła 7 razy, Adam 4 a Franek 2. Co więcej, gdyby Franek zamienił trafienie w pierwszej rundzie na drugą rundę, mielibyśmy też identyczne liczby trafień na osobę w każdej z rund.

Po krótkiej przerwie przyszła pora na turniej indywidualny. Strzelaliśmy w kolejności wynikającej ze stopni dan w trzech pięcioosobowych grupach. Rozegrano pięć dwustrzałowych rund w procedurze zasha shinsa no maai – lub jak zostało to bardziej poetycko przedstawione, pięć razy egzamin. Znów osoby skłonne do obstawiania wyników w pierwszych rundach mogły się srogo rozczarować. Strzelanie po dwie strzały jest o tyle bardziej podstępny od strzelania czterech strzał, że trudniej się spektakularnie wybić, wynik podbija się powoli, o 1 lub 2 punkty. A pełen zestaw trafień w rundzie nie budzi takiego podziwu jak w przypadku pełnego zestawu czterech strzał. Pierwsza runda rozpoczęła się skromie, nikt nie zaliczył kompletu, choć zastanawiająca była tendencja spadkowa wraz ze wzrostem doświadczenia – grupa mudan-shodan miała w sumie 4 trafienia, shodan-nidan 2, a sandan-yondan 1 trafienie. Druga runda zdawała się nieśmiało sugerować jakąś kolejność: z łącznie trzema punktami skończyli Magda z Aoi, Adam z Ikiai-Gengetsu i Bogdan z Tametomo. Niestety, po drugiej rundzie z powodu problemów kondycyjnych z turnieju wycofał się Krzysztof, który zwykle docierał wysoko w rankingach – a że wymazano jego rezultat z tablicy, nim została sfotografowana, dla porządku nie jest uwzględniany w statystykach finałowych. Trzecia runda przyniosła kolejne kilka dodatkowych pojedynczych punktów, w tym jeden dla Adama, co oznaczało, że prowadził z wynikiem 4 punktów, ale za nim było 6 osób z 3 punktami. I to właśnie był ten zły moment na obstawianie, a przynajmniej jeżeli nie patrzy się na właściwe trendy. Właściwy trend to nie 4 na 6, czyli 66% skuteczności, a 4 trafienia na etap turnieju, nieważne ile strzał w nim jest i jak się rozłożą. Zatem reprezentant Gengetsu została z 4 punktami już do końca, a czwarta runda przyniosła kolejne podwójne trafienia dla czterech zawodników i nagle z pięcioma punktami znaleźli się Dawid z Aoi oraz Bogdan i Monika z Tametomo. I ta trójka w ostatniej rundzie wbiła jeszcze po jednej strzale, zostawiając za sobą jedną osobę z 5 punktami i cztery z 4 punktami. Wiedzieliśmy już kto stanie na podium, potrzebna była nam runda dogrywki w trybie enki, by ustalić kolejność. Zawodnicy posłali po jeszcze jednej strzale, odległości zostały zmierzone – tym razem bez nietypowych przypadków, choć mierzyć trzeba było dokładnie, bo wszystkie strzały tkwiły w tarczy. Gdyby nie zaznaczone na tarczy okręgi, trzeba by sięgać po linijkę. Zwycięzcą został Dawid, drugie miejsce przypadło Bogdanowi, który oddał strzał w wyjątkowo spektakularny sposób, zrywając przy tym cięciwę, a trzecie Monice. Pozostało oficjalnie ogłosić wyniki, rozdać dyplomy i nagrody, sprzątnąć salę i rozjechać się do domów, by za rok równie licznie zjawić się w Poznaniu. Bo jest to impreza, na którą zdecydowanie warto wracać. W tym miejscu trzeba też podziękować klubowi Tengukai za organizację imprezy oraz stowarzyszeniu Ikiai za współpracę w konkurencji drużynowej.

Jeżeli ktoś jest spragniony liczb, to oto kilka dodatkowych: pełen zestaw czterech trafień podczas całej imprezy udało się uzyskać dwa razy, dokonali tego Dawid i Krzysztof. W finałach indywidualnych dziewięć razy trafiono obiema strzałami, dokonali tego po dwa razy Monika i Bogdan (w tych samych rundach, drugiej i czwartej), pozostałe należały do Magdy, Adama, Radka S., Dawida i Anny. W finale drużynowym najwięcej trafień przypadło na trzecią, ostatnią rundę – co dobrze świadczy o umiejętności budowania napięcia przez zawodników, o to chodzi, by w ostatnich chwilach zmagań działo się najwięcej. Zresztą, podobnie było w eliminacjach, najwięcej trafialiśmy na samym końcu. Najlepszymi rundami finału indywidualnego okazały się rundy 2 i 4, z 50% skutecznością (zwracam uwagę na podaną wcześniej statystykę podwójnych trafień – przypadek?). Średnia skuteczność finalisty indywidualnego to 38%, ciut powyżej skuteczności finalisty drużynowego, wynoszącej 36%. Za mało by wyrokować o mniejszym zaangażowaniu w kwestie zespołowe. O ile średnia w eliminacjach drużynowych na zawodnika wynosiła 31%, to średnia finalistów drużynowych w eliminacjach była w oczywisty sposób wyższa – 38%, zaś średnia finalistów indywidualnych w eliminacjach to 48%. Stąd prosty wniosek, że o ile drużynowo wizyty w Pika Pikalokal, w którym spotykamy się po eliminacjach by świętować wspólne kolejne spotkanie dużego wpływu nie mają, a na pewno przyczyniają się do poprawy więzi w zespołach, to na wynik indywidualny już działają w sposób negatywny. Na szczęście rywalizacja nie jest główną przyczyną przyjazdu do Poznania, chodzi przede wszystkim o wspólnotę i zabawę. Więc skończmy z liczbami, zanim narobią szkód.

Należy też odnotować jedną złamaną strzałę, która jednak dokonała żywota już podczas części warsztatowej oraz cięciwę zerwaną na ostatniej strzale turnieju. Na sobotni lunch (bo nie można mówić o imprezach Tengukai bez wspomnienia o posiłku) zaserwowano ryż z różnymi warzywami, kiełkami, szpinakami czy innymi wege-cudami oraz jajka. Doszło do tego, że kilku znajomych od uczestników otrzymało zdjęcia tego posiłku. Drugiego dnia lunchu nie było, jednak poczęstunek podczas przerw na kawę też był imponujący.

mroźny poranek
zapałowi nie sprostał
stańmy się piękni!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *