Co roku wiosną w moim kyūdōwym notatniku pojawia się kilka stron z nagłówkiem J&J
. Strony te poświęcone są Wiosennym Warsztatom Kyūdō, które już od kilku lat prowadzą zaprzyjaźnieni nauczyciele z Anglii: John Bush i Jeff Humm. Tym razem jednak nagłówek uległ zmianie na J&K: Jeff Humm & Kiyo Humm, a to z racji problemów z przybyciem Johna.
Rok 2019 jest rokiem egzaminacyjnym. Oczywiście, co roku gdzieś jakiś egzamin można zdawać. Po raz pierwszy jednak seminarium IKF [Międzynarodowa Federacja Kyūdō] zostanie zorganizowane w Polsce. W związku z tym można spodziewać się liczniejszej grupy pragnącej uzyskać wyższe stopnie dan, w tym szczególnie cenne byłby osoby wkraczające na stopień shodanpierwszy stopień (czas zakończyć erę samozwańczego Ostatniego Shodana!). Żeby zagwarantować godne reprezentowanie kraju, postanowiono że wiosenne seminarium poświęcone będzie w dużej mierze procedurom egzaminacyjnym.
Choć formalnie warsztaty miały się rozpocząć w sobotę, 23 marca, zaczęliśmy już w piątek wieczorem, by odbyć trening strzelecki. Wbrew pozorom, na seminariach kyūdō zaskakująco mało się strzela, a to właśnie ten element większość osób chce w pierwszej kolejności poprawić. Zatem strzelajmy ile się da, następnego dnia może nie być okazji. A że ustalono próg wejścia na shodan+ i nie każdy dał radę w tym czasie dojechać, ostatecznie na salę dotarła raczej niewielka grupa, przynajmniej porównując do czterdziestu osób biorących udział w samym seminarium. Tym samym nauczyciele każdemu mogli poświęcić nieco uwagi, co skutkowało sporą liczbą uwag – może nawet większą niż niektórzy byli na ten moment gotowi przyswoić. Łatwo jest oddać kilka strzałów z myślą, że trzeba mocniej ciągnąć prawy łokieć. Kiedy trzeba też pamiętać o dobrym chwycie, właściwym położeniu bioder, właściwym ashibumirozstawienie stóp, zgraniu ruchów z oddechem czy co tam jeszcze wyszło, sprawa robi się bardziej skomplikowana.
W kyūdō w pewnym momencie warto zacząć sobie stawiać pytanie „dlaczego?”. Na przykład: dlaczego robimy ashibumi? Przydatność tego ruchu można sprawdzić nie wprost próbując strzelać bez ashibumi, stojąc prosto. A jak można zapewnić sobie pamiętanie o dozukuriutrzymywanie właściwej postawy ciała? Ustawić się tak, że strzelanie bez dozukuri będzie niemożliwe – na przykład stając samymi palcami na ławce i próbując zachować równowagę przez całą procedurę strzału.
Oczywiście, to jest kyūdō, nie zabrakło też metafor. Zatem niech uchiokoshipodnoszenie łuku będzie jak ten smok, który niezależnie od konkretnego stylu nie cierpi linii prostych.
Sobota zaczęła się bez niespodzianek – zanim zaczniemy ćwiczyć taihaiforma grupowego strzelania stosowana na egzaminach, trzeba sprawdzić na jakim poziomie ten taihai właściwie jest. Piątkami, idąc stopniami w górę, pokazaliśmy jak wyglądałaby procedura egzaminacyjna w naszym wykonaniu. Nie pamiętam dokładnej oceny, ale zbliżona była do klasycznego Dobrze, ALE…
. Nietypowe było to, że doprowadziłą do prelekcji: Kyūdō a teatr szekspirowski, tragedia w pięciu aktach
. Tragedia jako typ utworu dramatyczego, nie ocena naszego występu.
Przechodząc już do właściwych ćwiczeń, na pierwszy ogień poszło chodzenie. Od zgranego chodzenia w mniejszym bądź większym kółku z właściwym tempem i techniką zakrętu, po wchodzenie do shajo z ukłonem stosownym do pozycji w zespole. Do tego trzeba było dodatkowo pilnować, by się z nikim nie zderzyć – zwykle podczas egzaminów to nie jest problem. Wiedząc jednak jak różne dojo się przytrafiają, może lepiej nie brać za pewnik, że drogi naszego tachigrupa łuczników nie będzie przecinać jakieś inne. Do tego kilka porad jak przekraczać próg czy jak skompresować całą grupę, jeżeli przed wejściem jest naprawdę mało miejsca.
W drugiej części dnia panie udały się na zajęcia z procedury tasuki sabakiprzewiązywanie rękawów kimona w ramach przygotowania do strzelania. Panowie zaś mieli okazję poćwiczyć samo strzelanie – czy to na pewno jest właściwy substytut tasuki sabaki, ciężko powiedzieć. Poza cennymi uwagami do samej techniki, pojawiły się tematy właściwej pozycji spoczynkowej, techniki +5 do szybkości i +10% penetracji oraz prelekcja o związkach tenouchitrzymanie łuku z zalotami.
Niedzielne ćwiczenia ponownie uwzględniały podział na grupy. Jedna grupa ćwiczyła rolę omaepierszy łucznik w taihaiu, zaś druga obserwowała jak zgrać się w czasie w mieszanej grupie w kimonach, gdzie część musi wykonać hadanugi/hadaireściąganie/zakładanie rękawu kimona przy przygotowaniu do strzału, a część tasuki sabaki. Choć są to procedury zdecydowanie różne, jest kilka punktów w czasie, w których muszą się zgrać. Co dowodzi, że ćwiczenia z kimonem dobrze jest zacząć dużo wcześniej niż przed egzaminem na stopień, który kimona już wymaga.
Kolejny punkt: shitsu, czyli błędy. Temat to ciekawy. Nawet nieco paradoksalny – im lepiej się strzela, tym większa szansa, że gorzej będzie się pamiętać jak poprawnie podnieść strzałę, którą niebacznie strąciło się w daisanjeden z etapów naciągania łuku. A wszak nie od dziś wiadomo, że jeżeli coś może pójść źle, to pójdzie źle na egzaminie i zrobi to w najgorszy możliwy sposób. Stąd ważnym elementem ćwiczenia podnoszenia strzał było też zadbanie, by upadła w odpowiednio paskudny sposób – tak by trzeba było do niej podejść i jeszcze nieco pomanewrować, by ustawić ją na właściwie miejsce. Na szczęście, nie zabrakło też kilku wskazówek co zrobić, by strzały nie spadały – podstawowa z nich to proste dbanie o sprzęt. Bo w ten czy inny sposób, każdy błąd, łącznie z cięciwą, która nagle pękła, jest do uniknięcia.
I gdzieś podczas tych dwóch dni nie zabrakło poprawiania himopasek przy rękawicy rękawic, sprawdzania wiązania obipas lub rozważania czy długość hakamy nie ujawnia za dużo kostek. Bo egzaminie trzeba wyglądać, a dogi i hakama to nie jest strój sportowy, to strój formalny. Oprócz dobrego strzelania trzeba też umieć się zaprezentować.
Dostaliśmy jeszcze jedną okazję aby postrzelać, ale był to tylko pretekst by przeprowadzić szkolenie instruktorskie. Gdy strzelaliśmy, Jeff i Kiyo pokazywali naszym yondanomposiadacze czwartego stopnia dan, w jaki sposób można udzielać wskazówek, na jakie elementy zwracać uwagę i kiedy lepiej problem opisać słownie, a kiedy użyć siły i ręcznie ustawić łucznika. I tu taka osobista refleksja: nie zawsze łatwo jest od razu wprowadzić poprawkę do techniki strzelania. Tak jak niełatwo jest niewprowadzić poprawki, kiedy słyszy się, że jest się właśnie omawianym przypadkiem, ale trzeba zostać przy błędzie, by mógł służyć jako przykład.
I w końcu wielki moment. Symulacja egzaminu. Aby podnieść nieco poziom stresu i zaangażowania, pięcioosobowa komisja sędziowska przyznawała punkty. Zdobywcy pięciu najwyższych wyników mieli dostąpić zaszczytu bycia oficjalnie wymienionym w gronie zdobywców pięciu najwyższych wyników. Więc nie żeby to była jakaś materialnie cenna nagroda – jednocześnie wiedza, że jest się dobrze przygotowanym do egzaminu, też jest dobrą rzeczą. Zatem powtórka z ranka dnia poprzedniego, jednak na wyższych obrotach. Czy wyszło lepiej? Bez wątpienia. Czy udało się wdrożyć wszystkie sugestie otrzymane w weekend? W żadnym razie, przecież nie tak działa kyūdō. Ważne jest, że notatki są porobione, trzeba je tylko zacząć aplikować do regularnej praktyki, by zamienić je we właściwe odruchy i nawyki. Zaś co do konkursu
, o ile miejsca od piątego do drugiego nie był zaskoczeniem, jeżeli śledzi się m.in. wyniki turniejów w ostatnim czasie, to miejsce pierwsze było przyjemną odmianą – nie trzeba mieć za sobą długich lat praktyki i wielu podejść do egzaminów, by pokazać się z klasą. Brawo Magda!
Zostało jeszcze zrobienie grupowego zdjęcia na koniec, oddanie jeszcze kilku nieformalnych strzałów i pomoc przy uprzątnięciu sali. I rozjechaliśmy się, każdy w swoją stronę. Za niecałe cztery miesiące, podczas lipcowych egzaminów okaże się ile z tych warsztatów wyciągnęliśmy.
wraz z wiosną przyszło
starych błędów odkrycie
chyże hanare