Trzecie Śląskie Seminarium Kyudo

W sobotę, 28 stycznia, odbyło się Trzecie Śląskie Seminarium Kyudo, które, podobnie jak Drugie Śląskie Seminarium Kyudo, nie jest ani trzecie (choć 2ŚSK nie było nawet drugie), ani seminarium, choć jak najbardziej na Śląsku. W skrócie, nie mamy lepszych zajęć na weekendy niż postrzelać sobie z łuków, ale o chwytliwe nazwy trzeba mimo to dbać…

Podobnie jak ostatnim razem, i teraz prowadzącym trening był Janusz Surma z łódzkiego klubu Ayame. Zaś po naszej stronie było pięć osób, od mudanów do nidanów, z dwoma świeżo ogłoszonymi shodanami. To jak lepiej zacząć, niż przez dwuosobowy taihai w wykonaniu tychże… a że dwuosobowy taihai to raczej rzadko spotykana forma, wyszło trochę zamieszania odnośnie tego, co właściwie ma być wykonane. Bo forma stosowana podczas wideo egzaminów jest jak najbardziej wykonywalna w dwie osoby, a jeżeli te dwie osoby dopiero co dostały potwierdzenie, że tę formę wykonują poprawnie… Stąd może wniosek, że przed rozpoczęciem działania, warto zrobić nie tylko kuraidori, sprawdzenie przestrzeni, ale i sprawdzenie intencji.

To był taihai pokazowy, po nim nastąpił taihai w wykonaniu pozostałej trójki uczestników. A to wszystko jest nie tylko dlatego, że taihai musi być. Ta procedura ma taką zaletę, że oprócz ośmiu etapów strzelania, ma też dwie z czterech podstawowych postaw i siedem z ośmiu podstawowych ruchów. Jeżeli ktoś jest ciekaw, to nie siadamy, nie siadamy na krześle i nie obracamy się w miejscu w pozycji stojącej. Czyli łucznik może za jednym razem pokazać dość szeroki zakres swoich umiejętności. Nauczyciel w tym samym czasie może wyłapać nad czym trzeba popracować.

I trochę tego zostało wyłapane. Właściwie, w ramach ćwiczeń przeszliśmy przez cały repertuar postaw i ruchów… choć krzesła zostawiliśmy sobie na przerwę… i chyba ostatecznie nie były całkiem zgodne z wytycznymi z podręcznika. W tym miejscu mógłbym zakończyć linkiem do 2ŚSK: https://www.gengetsu.pl/2022/05/08/drugie-slaskie-seminarium-kyudo-tak-jakby/, bo może poza drobnymi wariacjami w ćwiczeniach i nieco większą ilością strzelania, robiliśmy to samo. Czy to źle? Trochę nie, trochę tak.

Nie, bo powtórka nie zaszkodzi. Nie mamy w kyudo znowu aż tylu różnych technik strzelania, by nieustannie poznawać nowe rzeczy. Trzeba też mieć solidne podstawy, by coś wyżej na tym stawiać. A jak już kiedyś tam przed pierwszym egzaminem zrobiliśmy solidne podstawy, postawiliśmy coś wyżej, to dobrze jest co jakiś czas zerknąć, czy na dole coś się nie psuje. Kiedy przestajemy robić ashibumi od linijki, to z czasem może zacząć się nieco rozjeżdżać, a to będzie ciut za krótkie, a to nie będzie linii prostej do celu. Jak mawiał Taresu-sensei: „Centymetr tu to dwadzieścia osiem centymetrów tam”. Pojawiła się też na treningu koncepcja shin gyo so, zgodnie z którą wszelką naukę zaczynamy od ścisłego podążania za regułami, by z czasem odchodzić od standardowej formy, podążając za stojącym za nią duchem – o ile oczywiście początkowe ścisłe podążanie za formą pomogło nam rozeznać czym ten duch jest. Ponoć dziesiątki powtórzeń ułatwiają wbijanie ducha do głowy.

Tak, bo mimo tego, że te podstawy trzeba nieustannie praktykować, to dążymy do dnia, kiedy po przejściu przez ten początkowy taihai, nauczyciel nie będzie musiał po raz kolejny zapowiadać, że zabierzemy się za podstawy. Nie po to ściągamy nauczycieli z odległej Japonii, lub w tym konkretnym przypadku, aż z województwa łódzkiego, by zgłębiać tajniki pierwszego tomu podręcznika do kyudo i pytań na pierwszy dan. A pewnie i nauczycil chciałby przekazać coś na wyższym poziomie. Dążymy do tego, że w końcu zamiast po raz kolejny obracać się w pozycji klęczącej, będziemy mogli wziąć łuki i pracować nad detalami tenouchi, które dopełnią yugaeri. Że zamiast sprawdzania głębokości ukłonu na wejściu, poznamy w którym dokładnie momencie skończyć tsumeai i wykonać nobiai, by zapewnić strzale +5 do przebicia. I inne takie z japońskimi słowami. Choć w sumie, to dalej są podstawy. Bardziej szczegółowe, ale dalej podstawy, które bardzo uważny uczeń zauważy już po pierwszym zaprezentowaniu mu poprawnej sekwencji strzelania (bardzo, bardzo uważny po bardzo poprawnej – inaczej mówiąc, raczej się nie zdarza).

No i dla porządku, była okazja do postrzelania, były i komentarze do niego. I najważniejsze, udzielone na pożegnanie uwagi dotykały nieco bardziej tego zagadnienia, a nie chodzenia czy kłaniania się… czy to oznaka postępu?

rok niczym mgnienie

repeta choć je postymp

strzały na spółkę

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *