Letnie seminarium Heki 2019

Kiedy zakończyliśmy czerwcowe seminarium Honda-ryū, ci z nas, którzy wybierali się również na lipcowy egzamin IKYF otrzymali przestrogę, by przez najbliższy miesiąc absolutnie nie zajmowali się Hondą. Wszystko przez te drobne różnice, które łatwo stają się odruchami i mogą pojawić się automatycznie w niechcianych momentach. Jednak IKYF już za nami, to i można wrócić do zabawy z różnymi stylami. Lecz tym razem nie będzie o Hondzie. Bo jak bawić się ze stylami, to na całego! Dlatego dziś o czymś o czym dotąd nie było. Zabieramy się za Heki Insai-ha, a to za sprawą letniego seminarium, które w dniach 3-5 sierpnia po raz kolejny zorganizował klub Tametomo z Mysiadła. Choć trzeba wyjaśnić, że choć seminarium było dedykowane osobom strzelającym tym stylem, a nauczyciel, sensei Ken Kurosu, praktykuje tę szkołę (po porzuceniu Hondy za młodu), to przedstawiciele innych szkół też byli zaproszeni i wcale nie musieli się przerzucać na inne strzelanie. To tyle jeżeli chodzi o zabawę różnymi stylami… Mimo, że sam strzelałem jak zawsze, to był to żywioł hekowców, którzy nie musieli udawać, że są shamenowąshamen uchiokoshi – wznoszenie łuku z boku, w przeciwieństwie do shomen uchiokoshi, gdzie łuk wznoszony jest przed łucznikiem odmianą ANKF-u. I jak wspomniałem, nie jest to pierwsza impreza tego typu i ma już pewną renomę wśród zaprzyjaźnionych europejskich klubów: w seminarium brały też udział reprezentacje Litwy, Łotwy, Niemiec i Norwegii.

Może warto powiedzieć kilka słów o samym stylu Heki. Wywodzi się z pieszego łucznictwa bojowego. Styl opracował niejaki Danjo Masatsuga Heki gdzieś w XV czy XVI wieku. To strzelanie okazało się na tyle skuteczne, że szybko zdobyło popularność na bitewnych polach oraz doczekało się kilku odmian, stworzonych przez następców i uczniów. Jedną z odmian jest Heki Insai-ha. W tym momencie może się pojawić pytanie: „Czym różni się styl Heki?” (lub znacznie wykraczające poza moje pojmowanie problemu: „Czym różni się styl Insai-ha?”). Problem w tym, że każda szkoła strzelania czymś się od innych różni, a bez solidnej bazy pojęciowej ciężko by było wyjaśnić komuś nie znającemu kyūdō o co chodzi. Łatwiejsze jest za to pytanie: „Jak rozpoznać hekowca?”. W kontekście turniejów najłatwiej zrobić to patrząc na górę rankingu, zaś w kontekście dōjō najlepiej patrzeć w dół, na stopy – w Heki przyjęło się nie używać tabibiałe „skarpety”.

Czym jeszcze to seminarium różniło się od innych? Nie zaczęło się od taihaiugrupowa forma strzelania. Nawet nie było yawatashiuroczysty pokaz otwierający imprezę – choć w pewnym stopniu tę rolę przejęła pierwsza seria oddana przez uczestników, miała nieco bardziej ceremonialną formę niż wszystkie pozostałe. Potem niemal wyłącznie strzelanie. I tak jak podczas seminarium IKYF oddano przez 4 dni 12 strzałów, Honda z sesją wolnego strzelania podczas rozmów egzaminacyjnych dała niektórym szansę na ponad 30 strzałów przez 3 dni, to seminarium Heki dało mniej więcej 60 strzałów… już na koniec pierwszego dnia. Drugi wyglądał podobnie, w trzecim nie dane mi było uczestniczyć. I ponoć tym razem strzelania było wyjątkowo mało, bo w zeszłych latach posyłano do mato setkę strzał dziennie. Na tempo wpłynęły wykłady i inne zajęcia.

Samo strzelanie miało dwie formy: na osiem mato (dziewiąte pozostawało wolne dla senseia) oraz na pięć mato, kiedy to na pierwszych trzech kolejne osoby były dokładnie obserwowane przez nauczyciela a następnie korygowane. I czy właściwie da się powiedzieć więcej? Dla każdego uczestnika seminarium znaczyło tyle, co uwagi jakie otrzymał, a potem przerobił na dziesiątkach strzał. Dla hekowców uwagi potencjalnie mogły być cenniejsze, bo nie każdy wysoki stopniem nauczyciel jest w stanie zagłębić się w szczegóły tego stylu. A dla nie-hekowców to dalej były uwagi wysokiego stopniem nauczyciela.

Były jednak wspomniane inne zajęcia. Pierwszego dnia sensei wygłosił wykład o tenouchisposób trzymania łuku oraz tsunomi. W innych okolicznościach drugie słowo też by było wyjaśnione, ale „co to jest tsunomi?” było jednym z pytań do uczestników i nie wszyscy byli co do tego zgodni. Wyszło jednak na to, że jest to słowo mocno hekowe, a dodatkowo jest pewno zamieszanie z pisownią na poziomie kanji„obrazkowy” alfabet japoński. Zostawmy je więc do poznania adeptom Heki. Zaś tenouchi w swojej ostatecznej formie jest takie same jak w ANKF-ie, choć dochodzi się do niego inną drogą. I w obu przypadkach ma niebagatelne znaczenie. Nie chodzi tylko o to, by dzięki poprawnemu chwytowi łuk wykonał yugaeriobrót łuku w dłoni w momencie wypuszczania strzały. To tenouchi powoduje, że można strzelać na daleki dystans. Lub mając słaby łuk można trafiać w cele na pełny dystans. Stąd jedna z głównych myśli Insai-ha to „słabym łukiem posyłać mocne strzały”. Sensei poruszył też kwestię prawidłowego kształtu uchwytu łuku – w sensie miejsca na łuku, na którym układa się dłoń. Trzeba powiedzieć, że widząc niektóre łuki uczestników, był zaskoczony. Wniosek był prosty – idealny kształt to ścięte onigiriuformowany w trójkąt nadziewany ryż.

Drugiego dnia, o zgrozo, sensei rano zapisał na tablicy dwa słowa: 体配 oraz coś, co teraz przy nikłej znajomości japońskiego zinterpretowałbym jako 体拝. Pod nimi napisano wyjaśnienie alfabetem łacińskim: „taihai”. Okazuje się, że styl Heki ma taihai! W porządku, bądźmy uczciwi. Nie jest jakąś tajemnicą, że hekowcy mają ceremonialną formę grupowego strzelania, kiedyś było mi już dane ją widzieć. Zaskoczeniem było, że będziemy się tym zajmować. Sensei najpierw opowiedział nieco o historii taihaiu, który właśnie ta szkoła wymyśliła, kiedy to siogun wydał rozporządzenie, by wymyślić jakiś ceremoniał. Wcześniej od ceremoniałów byli Ogasawarowie, doszło tu do pewnych scysji, ale ostatecznie jakoś się pogodzono. O samym taihaiu można z pewnością powiedzieć, że widać w nim ducha bojowego. Są też momenty, gdzie gesty jasno pokazują kogo łucznik traktuje jako zagrożenie, a kogo nie – odłożenie łuku przed ukłonem na sadamenoziedodatkowa linia używana w niektórych formach, przeznaczona na uroczysty ukłon do kamizy – wyższego miejsca, niemal szarża z łukiem wycelowanym końcówką w mato (tzw. matotsuki, w Hondzie w nieco innej formie jest to nakazumi). Geneza tego gestu, sięgająca dawnych ceremonii, jest szczególnie ciekawa, bo pierwotnie oznaczał on dźganie słońca w pierwsze dni roku, kiedy jest ono nisko nad ziemią. Oczywiście, z czasem pojawiło się bardziej bojowe wyjaśnienie, kiedy to mato zaczęło uosabiać wroga. I szczególnie ciekawa rzecz, niespotykana w innych stylach (przynajmniej tych najbardziej popularnych): otoyastrzała, która wystrzeliwana jest jako druga wystrzeliwana jest z pozycji klęczącej. Po wyjaśnieniach senseia przyszła pora na uczestników. Nie byłbym bardzo zaskoczony, gdyby był wśród hekowców ktoś, kto dotąd tego nie ćwiczył (choć ekipa Tametomo do tych osób nie należała). Na pewno garstka ANKF—owych shomenów nie miała z tą formą do czynienia. Ale jak szaleć to szaleć, pewne podobieństwa do Hondy dawały nadzieję, że całość jest do zrobienia. Niestety, momentami podobieństwa były zbyt duże i pojawiały się niewłaściwie odruchy. Bądźmy jednak szczerzy, nie chodziło o to, by tym jednym przejściem opanować kolejną formę taihaiu.

W ciągu tych dwóch dni sensei nie tylko mówił o technice, ale też o sprzęcie. I być może doprowadził kilka osób do załamania nerwowego, gdy pokazywał jak zestrugać nadmiar bambusa z łuku. Lub gry opowiadał, że łuki z włókna szklanego najlepiej potraktować szlifierką, a potem można je pomalować na dowolny kolor. Zapewnił co prawda, że nikt dotąd swojego łuku tak nie zniszczył, ale byłbym bliższy interpretacji: „nikt szczególnie głośno się nie chwalił, że zniszczył swój łuk w taki sposób”. Mamy jednak kilka osób bawiących się w tworzenie łuków, dla nich zeskrobywanie warstw łuku czy wyginanie go nad ogniem to tylko kolejne ćwiczenia.

Zaś pod koniec drugiego dnia można było zauważyć ciekawy rytuał. Uczestnicy dokładnie oglądali swoje dłonie, a w szczególności obtarcia, zgrubienia oraz pęcherze, i na ich podstawie próbowali prorokować, czy strzelają właściwie. Taka łucznicza chiromancja wsteczna. Trzeba jednak przyznać, jak ktoś nie strzela regularnie w dużych ilościach, to taka solidna dawka kyūdō w ciągu trzech dni odciska się na dłoniach. Może się jednak zdarzyć, że odciska się w niewłaściwych miejscach, co może świadczyć np. o złym trzymaniu łuku. Zapewne niektórym odcisnęło się za mocno i w ruch poszły plastry, by móc utrzymać tempo strzelania.

I tyle stylu Heki na jakiś czas wystarczy. Choć perspektywa trafiania na turniejach jest kusząca, bądźmy szczerzy – niekoniecznie dlatego hekowcy z Tametomo są tak wysoko na podium, że wybrali szkołę Heki Insai-Ha. Ważniejsze są lata praktyki. Próba opanowania nowego stylu byłaby tylko nowym zestawem odruchów walczących w mózgu z odruchami innych szkół. Co jednak nie przekreśla udziału w seminarium w kolejnych latach. To, co stworzył Danjo Masatsuga Heki, jest w tej czy innej formie obecne w ANKF-owych standardach i może pomóc odpowiedzieć na pytanie: „Dlaczego robimy właśnie tak?”. Zaś jeżeli wszystko pójdzie dobrze, to nie kończymy jeszcze hasła „jak się bawić stylami, to na całego”. Bo coś jeszcze się szykuje, w końcu 2019 roku do ciekawy czas dla kyudo w Polsce.

boso przez shajō
patrzę na kant lub na róg
mato jak słońce

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *