Banzai Tametomo!

Zegar odlicza ostatnie chwile do roku 2025, zaraz trzeba będzie pakować sprzęt na Turniej Noworoczny, ale za nami jest jeszcze jedno nierozliczone wydarzenie. Które lepiej rozliczyć, bo jeszcze mnie na ten Turniej Noworoczny nie wpuszczą. Bo klubowi Tametomo stuknęło w tym roku dziesięć lat i z tej okazji wyprawili 7 grudnia imprezę.

Najpierw trzeba wyjaśnić pewne formalności. Klub Tametomo ma dziesięć lat tylko pod warunkiem, że liczymy formalne stowarzyszenie działające w Mysiadle. Bo polskie kyudo zaczynało się od wielu osób z obecnego Tametomo, ta nazwa dość szybko zaczęła pojawiać się jako propozycja na czas, „kiedy będziemy zakładać jakąś grupę”, więc jakby ktoś chciał dodać klubowi kilka lat, to pewnie i do dwudziestu pięciu dociągnie bez szczególnie dużych protestów. Tak naprawdę spotkanie było świętowaniem też czegoś nieco większego niż zgrania się dziesiętnego systemu datowania i czasu jaki minął od biurokratycznych formalności.

Impreza składała się z czterech zasadniczych punktów programu. Nie licząc przygotowania sali.

1. Trening

Część treningowa sprowadziła się do pojedynczego przejścia taihaiu. Wszyscy uczestnicy zostali losowo podzieleni na grupy, w których mieli wystąpić. Zebrało się siedem grup, cztero- i pięcoosobowych. Co ważne, wszystko było zarządzane znaną już metodą magnesów z imionami. Niektóre z nich nawet nosiły blade ślady poprzednich imion. Metoda ta ma taką zaletę, że łatwo jest zmieniać składy ekip – nie trzeba kreślić, pisać, wystarczy przenieść magnes. Niestety, bywa to też wadą. Na przykład, kiedy ktoś zauważy, że dziwnym zbiegiem okoliczności cała katowicka ekipa znalazła się w jednej grupie (tu dodam, że katowicka ekipa nie partycypowała w tym pierwszym zbiegu okoliczności). Bywa i tak. Ale weź tu na chwilę odwróć wzrok, i już są ekipy pozamieniane. W porządku, bywa i tak. Ale weź tu odwróć wzrok po razu drugi, by ruszyć się przygotowywać do wejścia z nową ekipą, a tu ktoś niezadowolony ze zmienionej wersji już zdążył nanieść swoje poprawki… Ostatecznie wszyscy mieli okazję przejść przez procedurę i każdy mniej więcej wiedział kiedy. Choć pewna specyfika ustawień mato i klocków wyznaczających stanowiska spowodowała, że nie każdy wiedział gdzie ma przez tę procedurę przejść.

2. Turniej

Drugim punktem programu był turniej w formacie Ikinokori sen, zwany też 4-3-2-1. Przypomnę zasady. W pierwszej rundzie każdy strzela czterema strzałami, w drugiej trzema, w trzeciej dwoma, w ostatniej jedną. Jednak by dostać się do kolejnej rundy, trzeba trafić w danej rundzie chociaż raz. Po ukończeniu rundy czwartej, zwycięzca jest wyłaniany na podstawie sumy punktów spośród tych zawodników, którzy trafili finałową strzałę,

Szybkie statystyki:

  • W zawodach brało udział 26 osób.
  • Pierwszą rundę przetrwało 13 osób (50%).
  • Drugą rundę przetrwało 9 osób (69%)
  • Trzecią rundę przetrwało 5 osób (56%)

W finale do boju stanęli: Helena (Ayame), Magda (Umemi), Julia (Ayame/Gengetsu – będziemy walczyć o prawo do głoszenia, że mieliśmy finalistkę!), Christian (Budojo) i Blanka (Tengukai). Trafienie uzyskali Magda, Christian i Blanka. Tym samym z wynikiem 7 punktów wygrała Magda.

O ile jest to turniej, który można wygrać czterema trafieniami, pokonując osobę z dziewięcioma, to ostatecznie Magda wykazała się celnością na poziomie 70% – czyli bardzo solidna forma.

Można by się kłócić o definicję, ale możemy przyjąć, że wystąpiły dwa kaichu. W rundzie drugiej Julia uzyskała wynik 3/3, a w trzeciej Magda miała 2/2. W finale były trzy 1/1, ale o tym już było.

3. Ceremonia herbaciana

Pokaz tradycyjnej ceremonii herbacianej przeprowadziło Stowarzyszenie Drogi Herbaty Urasenke Tankōkai Sunshinkai. Motywem przewodnim była sosna, co ponoć pasowało do urodzin klubu kyudo, a formą było siedzenie na krzesłach (przypomnę, jedna z czterech podstawowych pozycji kyudo, jakże rzadko praktykowana). Z zasady kyudo Was tu nie uczę, więc co dopiero będę uczyć jak przygotować czy wypić herbatę (tak, na to też są reguły), ale nadmienię, że gdzieś w toku opowieści udało się znaleźć kilka paraleli między herbatą a łukiem. Tak, opowieści, bo nie było to tylko pokazanie nam jak wymieszać zielony proszek w wodzie. Taka osobista refleksja: bycie zanurzonym w świecie kyudo przez kilka lat na pewno pozwaliło bardziej docenić pewne aspekty wydarzenia.

4. Kolacja

Tu mnie nie było, pomińmy więc ten punkt. Bo gdzieś między punktem trzecim a czwartym zebraliśmy swoje rzeczy, pożegnaliśmy się i ruszyliśmy z powrotem na Śląsk. Następne podobne wydarzenie będzie mieć miejsce najprawdopodobniej w przyszłym roku, kiedy poznański klub Tengukai będzie mieć swoje dziesięciolecie.

po ćwierci wieku

magnetyczne machlojki

siorb sosnowy czaj

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *