Turniej Noworoczny 2025… albo dwa

Oto mamy nowy rok. Według azjatyckiego zodiaku, rok drzewnego węża. Mam wrażenie, że powtarzam to od kilku lat przy każdym roku, ale i w tym będzie się sporo działo w kyudowym światku. Ale zanim to nastąpi, trzeba jakoś ten rok przywitać, a jak zrobić to lepiej niż pierwszym w tym roku Turniejem Noworocznym… a może dla odmiany, drugim? To się mam nadzieję wyjaśni, gdy opowiem co to się działo w Wiśniowej Górze i Mysiadle w weekend 4 i 5 stycznia 2025.

Lecz najpierw, noworoczna wróżba. Co karty mówią o losach drzewnych węży? W tym roku, za jedną bezbarwną i jedną zieloną manę, choć za bardzo nie ruszycie się z miejsca, będziecie w stanie sięgnąć wyżej niż dotąd sięgaliście, głównie by rujnować cele innych osób. A jeżeli naprawdę dobrze się przyczaicie, nic w tym roku wcześniej nie robiąc, to dopłacając jeszcze trzy sztuki bezbarwnej many, będziecie mogli komuś szybującemu po niebiosach napsuć krwi, strącając go stamtąd, nieważne jak potężną jest osobą. Choć może to być ostatnia rzecz jaką zrobicie… uuu… to w sumie taka dość pesymistyczna wróżb, ale cóż zrobić, karty przemówiły. Konkretniej, przemówił „Bamboo Grove Archer” z Magic The Gathering: Kamigawa Neon Dynasty, uznany za najlepszego reprezentanta drzewnych węży. Było jeszcze kilka innych kart do wyboru, ale wiecie, ten ma łuk.

Świętowanie rozpoczęliśmy w Wiśniowej Górze w sobotę, 4 stycznia. Ach, jakże bogaty był plan tego wydarzenia. Turnieje, zabawy, kolorowe kimona, zero taihaiu [taihai – podstawowa forma strzelania grupowego] … A jak wyszło? Na początek turniej w sto osiem strzał. Na czym to polega? W przeciwieństwie do stu strzał, nie strzelamy aż każdy wystrzeli sto strzał, ale aż ktoś nie trafi sto ósmej strzały w turnieju – chodzi o sumaryczną pulę trafionych strzał, nie indywidualnych. Ta forma turnieju miała oferować, oprócz możliwości wykazania się kunsztem łuczniczym, możliwość planowania. Lepszego planu niż: „jeżeli trafiono już sto sześć strzał, a ja trafię, to osoba za mną może wygrać – więc nie trafiam” nie wymyśliłem.

Nowe formy turniejów niosą ciekawe wyzwania. Na przykład, do czego porównać wyniki, by wiedzieć, czy poszło nam dobrze? W standardowym turnieju, gdzie każdy ma tyle samo strzałów do oddania, można sobie policzyć celność. Tu nawet ciężko było w danym momencie powiedzieć, kto ile strzał wystrzelił itd. Ale można sprawdzić ile czasu nam zajmie trafienie sto osiem razy. Hmm… gdyby tylko w annałach kyudo było opisane jakieś wydarzenie, z którego można by obliczyć ile razy ktoś trafił w ściśle określonym wycinku czasu… ależ owszem, jest takie wydarzenie. Turniej toshiya, podczas którego strzelano przez dwadzieścia cztery godziny. Do ustalenia widełek interesują nas dane trzech zawodników. Na początku, dolna granica. Asaoka Heibei, pierwsza osoba w rejestrach, trafił w ciągu dwudziestu czterech godzin pięćdziesiąt jeden razy. Gdybyśmy, jako zespół, trzymali jego tempo, turniej ukończylibyśmy po prawie pięćdziesięciu jeden godzinach. Górna granica z kolei nie jest tak oczywista, bo Kanzaemon Hoshino trafił osiem tysięcy razy na dziesięć tysięcy pięćset czterdzieści dwie próby, a Daihachirō Wasa osiem tysięcy sto trzydzieści trzy razy na trzynaście tysięcy pięćdziesiąt trzy próby. Jeden był celniejszy, drugi strzelał szybciej. Nieznacznie wygrywa ten drugi i daje nam perspektywę uporania się z turniejem w dwadzieścia minut.

Pozostaje pytanie, dlaczego sto osiem? Powiedziano nam, że 108=22x33. Nie wiem dlaczego to miałoby być uzasadnienie, ale w roku 34x52 [uwierzycie, że jeszcze przed turniejem byłem w sytuacji, w której musiałem rozłożyć rok na czynniki pierwsze?] przyjmę i takie uzasadnienie.

Wyniki: według turniejowych rejestrów, sto ósmą strzałę trafił Tomek K. Zajęło mu/nam to dwie godziny, pięćdziesiąt minut, pięćdziesiąt osiem sekund. Formalnie, doliczając procedury sędziowskie, dwie godziny, pięćdziesiąt trzy minuty, trzydzieści cztery sekundy. W międzyczasie zjedliśmy pizzę, ale ten czas został odliczony. Do przerwy (którą dostawca pizzy zarządził po godzinie, czterdziestu dwóch minutach i sekundzie) oddano dwieście osiemdziesiąt strzałów, siedemdziesiąt sześć z nich było celnych. Strzał był oddawany średnio co dwadzieścia dwie sekundy. Po przerwie oddano jeszcze sto czterdzieści siedem strzałów, każdy średnio co trzydzieści sekund. Ale nie, to nie winna pizzy, a przynajmniej nie tylko. Po zdobyciu dziewięćdziesiątego szóstego trafienia podchodziliśmy do strzelania z jedną strzałą zamiast z dwoma. Aha, w czas turnieju wliczono też całą obsługę sędziowską.

Jeszcze słowo o założeniach, bo to się później przyda. Ponieważ różne osoby strzelają w różnym tempie, nie zawsze widać z daleka czy było trafienie czy nie, przyjęliśmy, że do liczenia uznamy, że strzały były oddawane po kolei oraz najpierw oddano celne, a potem niecelne (w ramach tych dwóch strzał, którymi strzelaliśmy na początku). Mogło to spowodować, że ta sto ósma strzała tak naprawdę nie będzie sto ósmą chronologicznie, ale w tym przypadku akurat była.

Wracając na nieco bardziej znany statystycznie grunt, oddano czterysta dwadzieścia siedem strzał, łącznie było sto dziesięć trafień (to sto ósme nie przerwało natychmiast konkursu), więc skuteczność prawie dwadzieścia sześć procent.

Zeszło na tę zabawę więcej czasu niż planowano, a i ten opis zajął sporo więcej, biorąc pod uwagę, że miał być tylko prologiem. Zatem szybko: udało nam się zmieścić jeszcze jeden turniej/konkurs na rzucanie strzał do pojemnika na strzały. Na ponad pięćdziesiąt rzuconych strzał (każdy miał dwa podejścia), trafił wyłącznie Patryk. No, tyle z tej Wiśniowej Góry, jedziemy do Mysiadła!

Punktem pierwszym niedzielnych zmagań było oczywiście zostawienie prezentu w puli nagród i zapoznanie się z tegorocznym wzorem na mato [tarcza, do której strzelamy] , autorstwa Moniki. Węża gadziego zastąpił wąż ogrodowy, który w jakiś sposób dalej symbolizował żywioł drzewa, a nie wody.

Po rei i mowach powitalnych, nastąpiło yawatashi [yawatashi – ceremonia, którą strzelec – ite, wykonuje w towarzystwie dwójki asystentów – kaizoe] :  ite – Bogdan,  daiichi kaizoe – Michał, daini kaizoe – Krzysztof, a po nim przystąpiliśmy do turniejowych zmagań. Czyli trzydziestu siedmiu zawodników. Dziewięć mato. Trzy rundy po cztery strzały. Jedno miejsce pierwsze.

Pierwsza runda była w dużej mierze rozgrzewkowa, czterdzieści dwa trafienia. Trzy potrójne trafienia, dziesięć dwójek, kilka jedynek. Tradycyjnie, trudno po pierwszej rundzie wyrokować jak to się dalej potoczy.

Runda druga. Wiemy już jak daleko jest mato (podpowiedź, tak samo daleko jak zawsze), mięśnie i cięciwy zostały rozgrzane, bierzemy się do roboty! W rundzie drugiej trafiono pięćdziesiąt siedem razy. Trójek było aż dziesięć, było też pierwsze kaichu [cztery trafienia na cztery oddane strzały] . I nagle Bogdan znów na prowadzeniu z sześcioma punktami, z taką samą liczbą Adam K., za nimi pięć osób z pięcioma.

Runda trzecia zaczęła się od przysłowiowego pozamiatania. Bogdan był w pierwszym tachi [grupa łuczników strzelająca razem] i trafiając od razu cztery razy (drugie i ostatnie kaichu w turnieju), dał znać wszystkim oczekującym na strzelanie, że nie ma co liczyć na zwycięstwo. Była jeszcze minimalna szansa, że będzie dogrywka, ale nic z tego nie wyszło. Odrobinę zgasiło to ducha bojowego, bo w trzeciej rundzie były tylko pięćdziesiąt cztery trafienia. Czyli ostatecznie, z dziesięcioma trafieniami, Bogdan po raz trzeci z rzędu został zwycięzcą Turnieju Noworocznego, zgodnie z regułami zgarnął też na stałe figurkę łuczniczki i pewnie teraz będzie musiał myśleć nad nową nagrodą na kolejne turnieje.

Na nieformalnym drugim miejscu, z ośmioma punktami, znaleźli się Krzysztof H., Adam K. i Andrzej P. Cztery osoby zdobyły siedem punktów, trzy sześć punktów, po sześć pięć i cztery punkty, po trzy osoby miały trzy i dwa punkty, cztery osoby jeden punkt i trzem osobom nie udało się trafić ani razu.

Następnie, zgodnie z tradycją, przyszły zmagania ze złotym mato. Każdy mógł po kolei oddać jeden strzał, zaczynając od najniższych stopniem. Grupa mudanów [bez stopnia dan] była wyjątkowo nieliczna, podobnie jak shodanów [pierwszy stopień dan] – a to był zwykle trzon zawodników. W grupie sandanów [trzeci stopień dan] było kilka nowych twarzy, dopisała też grupa yondanowa [czwarty stopień dan] . Wśród godanów [piąty stopień dan] bez zmian. To się działo na shai [linia z której się strzela] , a co na azuchi [tradycyjnie wał ziemny, na którym wisi mato, a tu pianki, na których było przyczepione] ? Też bez zmian, mato jak zwykle drwiło sobie z naszych prób i nikt nie trafił. Najbliżej była Magda J. Kto by pomyślał, że z dystansu dwudziestu ośmiu metrów będzie trudniej trafić do kilkucentymetrowej tarczy niż z trzech metrów do wielkiego pudła na strzały…

Garść statystyk

Mato numer trzy otrzymało na papier największą liczbę trafień, aż trzydzieści jeden. A że było ono wśród tych częściej namierzanych mato, bo te od szóstki w górę były dostępne tylko dla trzech tachi, trzeba uzupełnić, że mato numer miało trzy też najwyższą procentową skuteczność (czy może nieskuteczność, skoro powinno mu zależeć na unikaniu). W każdym razie przy sześćdziesięciu strzałach jest to ponad pięćdziesiąt jeden procent. Dziwnym zbiegiem okoliczności, cała ekipa z tego przysłowiowego drugiego miejsca wzięła je na cel.

Najcelniejszym klubem okazał się klub Tametomo (pięćdziesiąt cztery trafienia na sto osiem strzał, równe pięćdziesiąt procent) oraz Budojo (sześć trafień na dwanaście strzałów, tak samo równe pięćdziesiąt procent).

Najliczniej reprezentowanym klubem było Ayame – jedenastu zawodników – chyba im mało było turniejów noworocznych w tym roku.

Najcelniejsi są posiadacze stopnia godan… co nie powinno być żadnym zaskoczeniem, skoro jedyny ich przedstawiciel wygrał turniej. Na drugim miejscu, yondan… też bez zaskoczeń…, o trzecie miejsce to mudani, trzydzieści osiem procent… na dwie osoby, więc statystyka do niczego. No nic, pora kończyć.

Ale zaraz, wiem co sobie myślicie: „nie powiedziałeś kto trafił sto ósmą strzałę”. Wszystko jest do policzenia, pod warunkiem, że przywołam jeszcze raz wczorajszą konwencję. Zatem po pierwszym dwóch rundach mieliśmy dziewięćdziesiąt dziewięć trafień. Z dziewięciu osób w pierwszym tachi, przynajmniej raz trafiło siedem osób. Czyli gdy swój strzał oddała Ania na pozycji dziewiątej, na liczniku było już sto sześć strzał. Teraz patrzymy na osoby, które trafiły przynajmniej dwa razy… a w tej grupie był to tylko Bogdan. Stąd wniosek, że sto siódma, sto ósma i sto dziewiąta strzała należały również do niego. Czyli dwa osiągnięcia na jednym turnieju. Choć oczywiście, może kto inny trafił tę strzałę, ale przy dziesięciu trafieniach w tej grupie, na czterdzieści procent to Bogdan.

pod znakiem węża trzeba nowej nagrody licz do stu ośmiu
pod znakiem węża
trzeba nowej nagrody
licz do stu ośmiu
grafika: Szkryflej

Więcej czytania:

https://kyudo-ayame.pl/tup-tup/

Poprzednie wyniki

  • 2025: Bogdan Mytnik (trzecie zwycięstwo z rzędu, przejęcie statuetki na stałe)
  • 2024: Bogdan Mytnik
  • 2023: Bogdan Mytnik
  • 2022: Krzysztof Haczek
  • 2021: turniej się nie odbył
  • 2020: Rick Sosiński
  • 2019: Bogdan Mytnik
  • 2018: Bogdan Mytnik
  • 2017: Krzysztof Haczek (trzecie zwycięstwo z rzędu, przejęcie statuetki na stałe)
  • 2016: Krzysztof Haczek
  • 2015: Krzysztof Haczek
  • 2014: Krzysztof Szafran
  • 2013: Witek Federowicz
  • 2012: Michał Mazurek
  • 2011: Andrzej Nawrocki
  • 2010: Krzysztof Haczek
  • 2009: Norbert Kopczyński
  • 2008: brak danych
  • 2007: brak danych

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *