Po zeszłorocznym dobrym przyjęciu Letniej Szkoły Kyudo, organizowanej w Turawie pod Opolem, także i ten rok przyniósł kolejną odsłonę wydarzenia, którą zorganizował opolski klub. Tym razem imprezie towarzyszyło specjalne zadanie: przygotować osoby, które w tym roku będą mierzyć się z egzaminem. A że u nas takich osób kilka było, pojechaliśmy w czwórkę, by od 14 do 17 lipca uczyć się kyūdō… lub pomagać uczyć kyūdō.
Dzień zero, 140 rocznica pierwszej sieci telefonicznej w Warszawie
Dla ścisłości. Zaczęło się już 13 lipca, odbył się specjalny trening dla sempaiówsempai – starszy (stażem) kolega, osoba dzieląca się doświadczeniem z mniej doświadczonymi osobami. Mieliśmy ze sobą osobę uprawnioną do udziału, ale nie została dowieziona na czas. Następnie odbyła tajna narada sempaiów, ale słowo „tajna” zobowiązuje.
Dzień pierwszy, 233 rocznica zdobycia Bastylii
Załatwmy to od razu: to nie ten sam poziom notatek co zwykle. Tym razem częściej nadzorowałem wykonywanie ćwiczeń niż sam je wykonywałem, nie było też tak dużo lekcji kierowanych do mnie. To, plus miesiąc opóźnienia, może skutkować lukami w narracji. Na szczęście, dalej jest dostęp tajnej sempaiowej dokumentacji. Więc może uda się stworzyć z tego coś przyzwoitego.
Otworzyliśmy dzień pokazem formy mochi-mato shareiceremonialne strzelanie zespołowe, każdy łucznik do innego celu w wykonaniu starszaków. Dokładniej, najkrótszą możliwą wersją mochi-mato sharei. Długością tej formy można manipulować, zmieniając moment, kiedy kolejny łucznik rozpocznie swoją procedurę strzelania. A właściwie, kiedy rozpocznie procedurę wstawania. W krótkiej formie wstaje się szybko, kilka osób rusza się jednocześnie. W formie długiej, tak naprawdę tylko jedna osoba się rusza, a reszta czeka w pozycji kiza. A już na czekanie w kizie swoje ponarzekałem w wielu poprzednich wpisach.
Potem przeszliśmy do ćwiczeń. Temu dniu, a właściwie całej Letniej Szkole Kyudo, patronowało kilka myśli senseia Onumy, dotyczące uczenia się. Streszczenie jest takie: „Nikt się za ciebie kyūdō nie nauczy, ale są różne triki, inne niż bycie uczonym”.
Ćwiczeniem, któremu poświęciliśmy dużo uwagi, było drużynowe wchodzenie i wychodzenie do shajōprzestrzeń dōjō z której się strzela. Są to o tyle ważne fragmenty procedury, że są to kolejno pierwsza i ostatnia okazja, by zrobić dobre wrażenie. Oraz złe wrażenie. Pierwsze i ostatnie wrażenie bywa najlepiej zapamiętywane – czy trzeba dodawać coś więcej? Trzeba pokazać ducha bojowego i wkroczyć z impetem. I jak gdzieś ma się posypać tempo całego zespołu, to posypie się tu, więc cały zespół powinien zachować uwagę. Tu omae, czyli osoba prowadząca, zrównana została z tirem tworzącym cień aerodynamiczny. Jak dobrze ruszy, to daje innym szansę na niezły wynik.
W ramach sempaiowskich wykładów, w sesji porannej Adam K. przedstawił zasady etykiety w dōjō, próbując zbudować wirtualną strukturę japońskiego kyūdōjō na sali. Wszystko to było tak naprawdę wstępem do tematu: jak przynosić strzały w zorganizowany sposób. Dodatkowo, wykład odbył się w formie w literaturze fachowej zwanym „ścianą tekstu”. Po południu wykład poprowadziła Bożena, próbując zażegnać odwieczny konflikt rissha kontra zasha, czyli jak pogodzić wspólne strzelanie osób, które nie mogą klękać z osobami, które klękają. Niby te klęczące mają pierwszeństwo, ale muszą wiedzieć co planują zrobić osoby stojące. Prawdopodobnie fakt, że za nami był cały dzień męczących treningów, nie pomógł ogarnąć tematu w pełni, ale na pewno jesteśmy kilka ważnych kroków bliżej. Kiedyś się tu uda wszystko zgrać.
Z kronikarskiego obowiązku: straciliśmy jedną strzałę… po wykładzie mówiącym, że zagrożone strzały staramy się szybko usuwać. Zaś na lunch podano pizzę. Tym razem, po zeszłorocznych doświadczeniach, udało się idealnie dobrać wielkość zamówienia do liczebności grupy. Tak w okolicznościach poza-kyūdowych może wyglądać poprawnie wykonane mitori geiko, czyli nauka przez obserwację.
Dzień drugi, 612 rocznica bitwy pod Grunwaldem
W ramach enbu, czyli pokazu na początku, wielki pojedynek. Hitotsu-mato sharei kontra kuriomae, czyli grupowe strzelania do jednego celu, pierwsze według zasad nowoczesnego kyūdō, drugie według reguł szkoły Honda.
Zaś myślą towarzyszącą dniu było:
Dziś zapisujemy głupoty, które za rok mogą być mądrościami lub proroctwami.
Tj. to nie była myśl dnia, ale jak tu tego nie zapisać.
Było o ruchu. Takim, który inicjowany jest przez naszą uwagę. I takim niepotrzebnym, który trzeba powstrzymać. Było też o odcięciu od przeszłości, która już była i przyszłości, której jeszcze nie ma. I o dwóch koniach, dwóch falach i o dwóch spójnikach „i” między nimi. Tj. jedno między falami, drugie między koniami. Pojawiła się myśl, że jeżeli nie potrafisz czegoś zrobić dobrze wolno, to nie zrobisz tego dobrze szybko. A szczoteczka w lewej dłoni też potrafi zwalczyć próchnicę… chyba, że jest się leworęcznym, to wtedy w prawej.
W ramach sempaiowskich wykładów, Helena opowiadała o kyūdō jako o aktywności drużynowej. Głównie w kontekście zgrania się zespołu podczas chodzenia czy zakręcania.
Na lunch podano sushi, co było kyūdōwą lekcją o unikaniu niepotrzebnych ruchów, gdzie ruchem było wyrzucanie pałeczek. Mogą się przydać. Gdy zjedliśmy, opuściliśmy halę sportową, bo skończyliśmy na dziś z kyūdō. Przyszła pora na kajaki, będące realizacją zeszłorocznego planu. Wtedy pogoda nie pozwoliła na spływ. Tym razem warunki były idealne. Spławiliśmy więc kilkunasto-jednostkową flotę i ruszyliśmy na 8-kilometrową trasę. Oczywiście, najpierw ustalając role omae i ochiostatnia osoba w grupie, tradycyjnie najbardziej doświadczona. Nie wchodząc za bardzo szczegóły, po drodze zanotowano jeden kapelusz za burtą, rój ważek, przeprawę na piechotę przez las a także wstęp do freestylowej bitwy na haiku (w przyszłym roku musimy coś takiego odstawić na pełną skalę). Wszystko zakończono cenną lekcją, że nie zawsze warto się spieszyć, bo ekipa, która na koniec została odwieziona na parking w pierwszym samochodzie usłyszała opowieść o tym, że samochód ciągnący kajaki na przyczepie potrzebuje naprawdę sporo przestrzeni by przejechać przez skrzyżowanie. Zaś druga ekipa usłyszała nie tylko o tym, ale też o tajnych planach Hitlera, zrzutach ton wody i innych tego typu atrakcjach. Szczegółów nie podam, słuchałem w tym czasie o pokonywaniu skrzyżowań.
Zaś wieczorem, odbyła się tajna, sempaiowa narada. Mieliśmy tam swoich ludzi, ale jak tajna, to tajna.
Dzień trzeci, 79. urodziny Tadeusza Sznuka
Na początek, w ramach enbu, tradycyjny taihai… albo tegoroczna procedura egzaminacyjna… albo jedno i drugie… nie jestem pewien. W każdym razie, pora wdrożyć w życie ustalenia sempaiowej narady. A narada wyszła poważnie, bo aż zmieniono kodeks ubraniowy.
W ramach wykładów Robert opowiedział o różnych aspektach centrum w kyūdō i innych sztukach walki oraz przeprowadził kilka ćwiczeń ze strzelania w interesujących pozycjach i z nieformalną nomenklaturą. Po południu Amadeusz opowiedział o tym, jak wysiedzieć w pozycjach kiza i seiza. Temu też towarzyszyły różne ciekawe ćwiczenia. Ech, ile trzeba się napracować, by moc sobie posiedzieć…
Szczególnym wydarzeniem dnia był turniej drużynowy. Turniej nieco znienacka, bo zapisujący się nie byli pewni, że się zapisują. Tak czy inaczej, powołano trzy pięcioosobowe drużyny: Wunglowy Smok, Ciepła Tequila oraz Racing Rabbits. Zawody rozgrywano w formie pojedynkowej, dwie drużyny strzelały jednocześnie i każda z drużyn miała strzelać z każdą inną. Oraz każda miała oddać dwanaście strzałów na osobę, trzy razy po cztery. Co w praktyce wymagało powołania do życia czwartej drużyny, Krasnych Ludków, która towarzyszyła zmaganiom Racing Rabbits w ostatniej rundzie. Ostatecznie turniej wygrał zespół Wunglowy Smok, w którym byli nasi reprezentanci (jeżeli część „wungiel” nie była już wystarczającą podpowiedzią). Udało im się zyskać 14 punktów. Ciepła Tequila i Racing Rabbits uzyskały po 7 punktów. Krasne Ludki, mając do dyspozycji tylko cztery strzały na osobę, wywalczyły 3 trafienia.
Na lunch były pierogi. Jest to z kolei wdrożenie w życie kyūdōwej lekcji o antycypacji. W kyūdō nie czekamy na ruch poprzednika, my ten ruch przewidujemy. Więc jeżeli przewidujesz, że w sobotę chcesz jeść pierogi, to trzeba się wpisać wcześniej na listę.
Dzień czwarty, 70. urodziny Davida Hasselhoffa
Finał. W ramach enbu zwykły taihai, ale w kimonach. Bo mieliśmy niezwykłego gościa, choć wirtualnie: panią Miyako Ishiguro (kyuoshistopień instruktorski 6 dan). Prowadzi stronę Kyudo.love i kanał na YouTubie. Sensei Ishiguro obejrzała występ kimonistów oraz dwóch kolejnych grup oraz udzieliła kilku porad. Wygląda na to, że godnie zaprezentowaliśmy polskie kyūdō, co może się przydać w pewnych dalekosiężnych planach, ale o tym będzie jak już się wszystko uda.
Poza tym, dzień obfitował w ćwiczenia formy egzaminacyjnej. Ostatnia sesja ćwiczeń odbyła się w towarzystwie kamery, by jeszcze lepiej oddać atmosferę egzaminu, oraz by zostawić jakieś ślady. W czasie, gdy niżsi stopniami uczestnicy próbowali zaprezentować utrwalone umiejętności, sempaiowie starali się uzupełniać arkusze ocen.
Ostatni wykład sempaiowski wymagał tylko dwóch rzeczy: oddychania i patrzenia. Inaczej mówiąc, Magda T. opowiedziała nam o ikiai i mezukai.
Dzień zakończyliśmy turniejem indywidualnym w formacie 4-3-2-1, w kategorii męskiej i żeńskiej. Inaczej mówiąc, w pierwszej rundzie każdy strzela czterema strzałami, a kto trafi choć raz, idzie do rundy drugiej. Potem strzela się trzema strzałami, znów trzeba trafić choć raz itd. Dokładnych statystyk brak, bo ciężko notować strzelając. Ale wśród panów do rundy drugiej dostali się Patryk, Adam M., Marek, Leszek, Amadeusz oraz Robert. U pań Monika, Iga, Bożena i Magda T. Do trzeciej rundy przeszli Adam i Robert oraz Magda. Do rundy czwartej, finałowej, tej z jedną strzałą, dostali się Adam i Magda. Tu pojawia się trudność, że zwycięzcą zostaje osoba, która w po przejściu czterech rund ma najwięcej punktów… ale nikt nie przeszedł czwartej rundy z trafieniem. Koniec, nie ma zwycięzców! Ale nagrody były już przygotowane, więc z braku lepszego pomysłu, wręczono je dwójce finalistów. Jakby nie było, dotarcie tak daleko to jednak jest wyczyn.
Były jeszcze dwie nagrody. Nagrodę za styl otrzymała Magda J., zaś tytuł nowicjusza roku otrzymała cała ekipa z Gdańska. To jeszcze chyba nie miało okazji tu wybrzmieć, ale nagle pojawiła się w Gdańsku ekipa ćwicząca kyūdō. Tj. nie tak całkiem nagle i niespodziewanie, jest za tym pewna historia, którą jednak pominę. I nie była pierwsza impreza na której się pojawili, ale na pewno pierwsza tak poważna. Nie dość, że przed nimi kawał kyūdōwej drogi do przebycia, to jeszcze każdy wyjazd, nawet do Warszawy czy Wiśniowej Góry, łączy się z kawałem fizycznej drogi, więc tym bardziej należy pochwalić wolę praktykowania.
Tym mniej więcej zakończyliśmy. Jeszcze rozdanie pamiątek i upominków, podziękowania, zdjęcia i pożegnalny posiłek w nieodległej restauracji, z której pewnie też płynie jakaś kyūdōwa lekcja.
kamienie w shajō
wiedzieć to nie metoda
płyń ka jak kyūdō
Jedna odpowiedź do “Letnia Szkoła Kyudo 2022”