Seminarium w Wiedniu, wrzesień 2025

W ostatni weekend września w Wiedniu odbyło się ciekawe wydarzenie – seminarium prowadzone przez kyoshi [tytuł nauczycielski] rokudan [szósty dan] Shigeyasu Kameo, wspólnie z renshi [tytuł instruktorski] rokudan Diethardem Leopoldem i renshi Rokudan Lilo Reinhard. Tematem głównym było sanmi ittai, jedność ducha, techniki i ciała. Rzecz na skalę europejską, uczestnicy z siedmiu krajów a i dojo nie aż tak wielkie, stąd stosunkowo mała liczba uczestników: trzydziestu sześciu. Na Polskę przypadło jedenaście miejsc, z czego jedno przydzielono naszemu klubowi. Oficjalnym reprezentantem naszego dojo był Kuba, ale i Adam się zabrał przez to, że w innych klubach zwolniły się miejsca (po części przez odbywający się w tym samym czasie Baltic Taikai).

Piątek, 26 września

Piątek formalnie nie był częścią seminarium, ale po znajomości mogliśmy wykorzystać cały ten dzień na strzelanie. Część uczestników seminarium dotarła dopiero później tego dnia albo i następnego, więc tłumów nie było. Co za tym idzie, strzelania było dość sporo. Solidnego instruktażu też, bo jeden z instruktorów seminarium, sensei Diethard Leopold, był już na miejscu, jak prawie co dzień. Jednak duża dawka osobistego instruktażu czyni materiał raczej słabym do relacjonowania — bo co można napisać? „Więcej gomu-yumi”? „Osią obrotu uchiokoshi jest dół pleców”? Mogę za to powiedzieć, że przerwa na lunch tradycyjnie odbyła się w formie wyprawy po Wiener Schnitzel, a podczas rozmów w kuchni dojo rozmawialiśmy o kolei i jej spóźnieniach, oraz egzaminach w przyszłym roku. Dla porządku: tego dnia padało, bo jeszcze nie byłem we Wiedniu, by chociaż jeden dzień nie padało.

Sobota. 27 września

Czyli już właściwie seminarium. Trzydziestu sześciu uczestników z siedmiu krajów, od shodan [pierwszy dan] do godan [piąty dan] — przy czym większość nidan+ [drugi dan] , gdyż zalecenie było, przynajmniej po polskiej stronie, aby kluby wysłały kogoś, kto tę wiedzę przekaże potem w klubie.

W ramach ceremonii otwarcia nauczyciele zaprezentowali nam mochi mato sharei [ceremonialna forma, w której wszyscy strzelają do swoich tarcz] . Następnie my mieliśmy pokazać co potrafimy — czyli standardowy taihai. Potem omówienie tego. Dla osób bywających na seminariach z senseiem Kameo zapewne nie było zaskoczenie, że dużą część uwag poświęcono sprzętowi: strojowi, łukowi itp. Właściwie może powinno to być zaskoczeniem dla senseia Kameo, że ciągle nie przygotowaliśmy tego sprzętu porządnie.

Punktem głównym był wykład i ćwiczenia z Sanmi Ittai. Z tablicą, materiałami graficznymi, wierszem o ptaku, moście i króliku, oraz sesją pytań i odpowiedzi. Plus coś jak sudoku z kanji. I ciekawy fakt historyczny z wykładu: do pierwszej wojny światowej, gdy ktoś chciał ćwiczyć kyudo, zaczynał z łukiem o naciągu 22-23 kg, próbując dojść do poziomu 34 kg. Potem był jakiś czas, gdzie te 22-23 kg były uznawane już za wartość docelową. Obecnie dwudziestki są już uznawane za łuki mocne, dla osób które są do tego naprawdę dobrze fizycznie przygotowane.

Niedziela, 28 września

Jeżeli komuś było jeszcze mało strzelania, to dziś miało go być wyjątkowo dużo. Poza jednym krótki segmentem „hitotsu mato [ceremonialna forma, w której wszyscy strzelają do jednej tarczy] w wykonaniu nauczycieli” i jednym nieco dłuższym postaci „taihai z korektą” (z korektą na żywo, nie z omówieniem po fakcie) były dwa bloki strzelania z indywidualną korektą. Siedem mato, na każdym tak po pięć osób (mato numer cztery i sześć w całości zajęte przez ekipę z Polski), trzech nauczycieli krążących między wszystkimi stanowiskami strzeleckimi. Czyli dobry materiał jeżeli chodzi o praktykę strzelania, słaby jeżeli chodzi o opowiadanie. Przejdę już do myśli końcowej.

Często wśród adeptów kyudo powtarza się mantra: „sensei popsuł mi całe strzelanie”. Czyli już nam jako tako szło, strzały latały do celu, albo chociaż czuliśmy zadowolenie ze strzelania. Ale podszedł sensei, tu nas szturchnął, tam dłoń wykręcił, powiedział „rób tak” i nagle wszystko się rozwaliło. Wyjeżdżając z Wiednia, miałem wrażenie wprost przeciwne. Że wszystkie instrukcje jakie dostałem, głównie w ramach osobistych zaleceń do mojego strzelania, mają sens. Jeżeli tylko będę się ich trzymać, to uda się z tego zrobić jeszcze lepsze strzelanie. No i miałem tej satysfakcji góra kilkanaście dni, bo już dwa tygodnie później weekend w Poznaniu odbywała się kolejna edycja seminarium Kyudo nad Wartą — o tym niedługo będzie. Jednak prawdę powiedziawszy, to pewnie nawet jakby nie ten Poznań, jest też druga mantra: „zadowolenie z własnego strzelania to przeważnie zły objaw”.

widmowy Rafał
woda liść oraz piłka
powrót do podstaw

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *