Korespondencyjny turniej Honda-ryū 2022

Szkoła Honda ma w swoim kalendarzu pewien turniej. Jest to turniej korespondencyjny, każdy kraj posiadający reprezentację hondową organizuje swoje wydarzenie, a potem wyniki wysyłamy do centrali, która ustala światowego zwycięzcę. Kraj może zorganizować kilka wydarzeń, jakby akurat nie udało się zebrać wszystkich hondowców w jednym czasie. Zdarza się też często, że w miejscu turnieju oprócz hondowców są też przedstawiciele innych szkół. I oni mogą wziąć udział w turnieju, nawet nie jest wymagane, by znali turniejową formę ryakushiki. Trzeba tylko strzelić 5 razy po 4 strzały. Termin wysyłania wyników to jakoś początek września i tak się złożyło, że główną polską edycję turnieju zorganizowano 4 września w Warszawie. A że 3 września to był turniej 100 strzał i sąsiednie Mysiadło, to dało się zaliczyć dwa turnieje w jeden weekend.

Zaczniemy jednak od rozliczenia się z przeszłością (dalszą niż obecnie rozliczany turniej) i udzielić lekcji sprzętowej. Niedawno, w relacji z Letniej Szkoły Kyudo w Turawie padły słowa:

Dziś zapisujemy głupoty, które za rok mogą być mądrościami lub proroctwami.

Oprócz tego padły inne słowa. Których nie zapisałem. A szkoda, bo gdybym zapisał, byłyby pierwszym wypełnionym proroctwem. Tym samym zdanie o słowach stających się proroctwami stałoby się proroctwem (pomijając detal postaci „za rok”). Dobra, ale czego takiego nie zapisałem?

Czyj jest ten czerwony łuk? Cięciwa zaraz w nim pęknie.

I pękła. Choć najpierw udało się ją przeciągnąć przez resztę Turawy i przez całe 100 strzał. Na drugim strzale pierwszej serii hondowego turnieju w końcu zerwała się. Z jednej strony, był to prawie najgorszy możliwy moment. Z drugiej, aż tak dużej różnicy ostatecznie by nie było, gdyby zerwała się dzień wcześniej.

Czemu akurat w tym momencie pęknięcie cięciwy było gorsze niż podczas 100 strzał? Według turniejowych, a także egzaminacyjnych standardów współczesnego kyūdō, jeżeli strzelcowi pęka cięciwa, to ten wykonuje odpowiednią procedurę podniesienia jej, po czym wyznaczona osoba odbiera łuk, zakłada nową cięciwę (czekającą w wyznaczonym do tego miejscu) i wraca z łukiem, a zabawę można kontynuować. Czasami nawet nie trzeba podnosić tej zerwanej cięciwy, jeżeli jej kawałki spadły za daleko – a bywały i takie cięciwy, które po zerwaniu wieszały się na suficie. Kluczowa jest jednak ta nowa cięciwa – trzeba ją mieć przygotowaną.

Nowe cięciwy, które kupujemy według długości łuku, firmowo mają zawiązaną pętelkę na jednym końcu, tym, który idzie na dół łuku (tj. motohazu). Górną pętelkę trzeba zawiązać samemu, a tu zaczyna się nieco zabawy z dopasowaniem jej wielkości i ostatecznej długości cięciwy. Niby mamy te standardy długości łuków, ale konkretne modele mają swoje niuanse. I jest jeszcze nakajikake, czyli owijka, którą też trzeba zrobić z dostarczonych wraz cięciwą włókien. Owijka, której rolą jest zarówno ochrona samej cięciwy, jak i bycie punktem mocowania dla strzały. Dopiero po zrobieniu tego można nazwać cięciwą przygotowaną. Jeżeli ktoś podczas zbiórki cięciw położył nowiutkie opakowanie z cięciwą, to nikt w przypadku awarii tego wiązać, ani tym bardziej owijać nie będzie.

W skrócie: jeżeli jest cięciwa przygotowana, to zerwanie się cięciwy nie będzie problemem, poza przedłużonym czasem procedowania czy dodatkowym stresem na egzaminie (mimo wszystko, zrywanie cięciw nie jest dobrze widziane). Chyba, że to wydarzenie hondowe. Według szkoły Honda, jeżeli cięciwa pęknie w trakcie strzelania, to nikt tego za ciebie wymieniać nie będzie! Oczywiście, można się za wymianę zabrać dopiero po skończeniu danej rundy, więc siadaj, czekaj aż koleżanki i koledzy skończą, a w tym czasie przemyśl swoje zachowanie!

Parafrazując znaną sentencję:

Honda is brutal and full of różnice and sometimes dużo siedzisz.

Zatem zerwanie cięciwy na drugim strzale oznaczało, że straciłem kolejne dwie strzały. To 10% wszystkich szans na trafienie w turnieju. Gorzej mogłoby być gdyby poszła podczas pierwszego strzału – straciłbym trzy szanse. Kwestią do rozstrzygnięcia jest, czy jest szansa na trafienie tą strzałą, która cięciwę zrywa, ale to materiał na inną analizę.

Czemu jednak ostatecznie było bez różnicy czy to strzelanie hondowe czy 100 strzał? Bo moja przygotowana cięciwa, po którą sięgnąłem jak tylko miałem okazję, była marnie przygotowana. Tak marnie, że właściwie założenie strzały mogłoby być bardzo trudne. Lub trzeba by trzymać łuk pod dziwacznym kątem, by zniwelować różnicę w położeniu strzały. Co ciekawe, to nie była nowa cięciwa, kiedyś z niej strzelałem. I nie mogę dojść do tego, jakim cudem. Nie wchodząc w szczegóły, gdyby po zerwaniu cięciwy łuk do mnie wrócił z taką, to pewnie bym nie postrzelał.

Na szczęście była jeszcze jedna zapasowa cięciwa, więc dało się kontynuować. Ale jest z tego kolejna lekcja: każdy kawałek sprzętu powinien być gotowy i przetestowany. Nowa, przygotowana cięciwa powinna być kilka, kilkanaście razy użyta do strzelania. I sprawdzona przed turniejem, a nawet przed wyjściem z domu. Warto spojrzeć czy pióra się nie odklejają ze strzał, czy hazu na strzale trzyma się mocno. Na usterki sprzętowe też mamy duży wpływ. Jak zresztą wyprorokowano: ta zerwana cięciwa nosiła już ślady zapowiadające jej los. Z jednej strony, kiedyś ją trzeba by było zużyć do końca. Z drugiej, można było ją tymczasowo wymienić na jakąś lepszą na czas turnieju – i tu uwaga: jeżeli starą, zużytą cięciwę nawinie się na tsurumaki, rolkę na cięciwę, to trzeba pamiętać, że to jest zużyta cięciwa i nie brać jej na kolejny turniej jako zapasową. Tyle moralizowania.

W turnieju wzięło udział 17 osób. Najlepszy, z wynikiem 12 trafień, okazał się Manfred… który nie jest przedstawicielem polskiego oddziału szkoły Honda. Tj. nie jest ze szkoły Honda i nie jest z Polski. Przyjechał na turniej 100 strzał, więc czemu nie miałby zostać jeden dzień dłużej, wpaść na niedzielny trening. Oczywiście, trzeba liczyć się z tym, że jak ktoś taki kawał drogi fatyguje się na turniej, to raczej jest z tych osób, potrafią wystrzelać solidny wynik – przypomnę, rok temu Manfred miał drugie miejsce na 100 strzałach. Ale rozstrzyganie tego jak to wszystko rozliczyć zostawmy hondowemu szefostwu najwyższego szczebla i idźmy dalej z wynikami. Drugie miejsce: Janusz z 10 trafieniami. Trzecie: Bożena z 7 i czwarte: Adam z 7. Tu pewnie ktoś mógłby się spodziewać, że podam dodatkowo wyniki dogrywki, która zadecydowała o takim rozłożeniu miejsc. Jednak dogrywki nie było, nie bądźmy śmieszni – to szkoła Honda, tu wszystko robimy inaczej. Lub inaczej: dogrywka polegała na spojrzeniu w PESEL i posortowaniu malejąco po pierwszych dwóch cyfrach. Kraje bez numerów PESEL muszą sobie radzić innymi metodami, w każdym razie, w tym turnieju remisy rozstrzyga się na korzyść starszych zawodników. I takie postawienie sprawy ma nieco sensu, bo na skalę światową bardzo możliwe, że najwyższy wynik się powtórzy, a tu trudno przeprowadzić dogrywkę. Już w europejskich wynikach w pierwszej piątce były dwie trzynastki i dwie dwunastki. Na dobrą sprawę, piąte miejsce w Polsce to Amadeusz, także z 7 trafieniami, a nie strzelał razem z nami.

Po turnieju zostało jeszcze trochę czasu na część warsztatową, której tematem było kai, czyli ten etap strzelania, kiedy wszystko już jest ustawione, łuk napięty, strzała skierowana na cel, a my dalej siłujemy się z łukiem i mamy nadzieję, że za kilka sekund nie zepsujemy za bardzo momentu wypuszczenia strzały. Nie mylić z fazą celowania. A impulsem do poruszenia tego tematu był fakt, że dużo strzał nawet nie doleciało do celu.

Trzy elementy, które muszą zaistnieć, by zadziało się poprawne kai to:

1. Kuchiwari – czyli dostawienie strzały do policzka. W teorii prosta rzecz, łatwo to sobie zwizualizować. W praktyce, wyrobienie właściwego nawyku wymaga sporo pracy. Bo jednak nie lubimy przykładać do twarzy przedmiotów, które zaraz będą się przemieszczać z dużą prędkością. I chodzi też o to, by strzała poszła do policzka od razy, a nie gdzieś w jego okolicę, a potem się ją dostawi. Dostawianie strzały może przynieść efekt odwrotny – dostawienie policzka do strzały, a od tego tylko krok do włożenia głowy w łuk, a to kolei prowadzi do dalszych powodów by chcieć trzymać strzałę z dala od twarzy (po której właśnie boleśnie przejechała nam cięciwa).

Ok, ale po co to wszystko? Chodzi m.in. o punkt stabilizujący strzałę. Oraz o ustawienie jej na właściwej wysokości – łatwiej ocenić wysokość strzały, gdy ją fizycznie czujemy, niż gdy gdzieś tam się kolibie w pobliżu. Strzała za nisko może być właśnie powodem niedolatywania do celu, ale nie przez te milimetry różnicy w wysokości, a przez zmianę sposobu w jaki pracuje prawa dłoń.

2. Munetsuru – czyli dostawienie cięciwy do klatki piersiowej. A że z poprzedniego punktu wyszedł referat znacznie dłuższy niż planowałem, to tu nie będzie żadnego komentarza. To jest kronika, a nie podręcznik kyūdō!

3. Energia – czyli dołożenie więcej pary do łap. A tak naprawdę, do łokci. A jeszcze prawdziwiej, do łopatek. Tylko w odpowiedni sposób. W każdym razie, tu nie ma bezruchu, cały czas ciągniemy.

Tyle lekcji, teraz mamy liczby do ogarnięcia!

Na początku było siedemnastu zawodników, ale po rundzie trzeciej jedna osoba się wycofała. I dwie strzały nie zostały wystrzelone przez zerwaną cięciwę, więc po co upraszczać statystyki, jak można je skomplikować uwzględniając ten fakt? Co daje łącznie 326 oddanych strzałów. Trafień było łącznie 69, co daje skuteczność 21%. Pierwsza trójka na podium ustrzeliła 42% wszystkich trafień, a wystarczyło dodać czwartą osobę, by zgarnąć połowę wszystkich punktów.

Dwukrotnie zdarzył się cały komplet czterech trafień, zrobiło to dwóch zawodników. Trójki były trzy, podzieliło się nimi także dwóch zawodników. Dwójek było czternaście, a jedynki policzycie sobie sami w ramach zadania domowego. Dwie osoby zaliczyły przynajmniej jedno trafienie w każdej serii, a jedna z nich przynajmniej dwa trafienia w każdej serii. Trzy osoby pozwoliły sobie na nietrafienie w jednej kolejce.

To nie był ciągnący się cały dzień turniej, gdzie zmęczenie jakoś znacząco wpływa na skuteczność wraz z upływem czasu. Trudno będzie z tego wyciągać jakieś rzeczywiste wnioski… choć z drugiej strony, z których z podanych liczb można wyciągnąć jakieś rzeczywiste wnioski? No to statystyki czasowe: najlepiej strzelano w kolejne trzeciej: 18 trafień na 64, czyli 28%. Najgorzej w kolejnej, czwartej: 8 trafień na 64, czyli 13%.

Wróćmy do czwórek. Jedna była częścią sześciotrafieniowej serii, drugi pięciotrafieniowej. Tym razem mam dostęp nie tylko do liczby trafień w danej rundzie, podczas tego turnieju dostępna była rozpiska na każdą pojedynczą strzałę. Trzeba więc z tego skorzystać.

Krótkie przypomnienie. Zwykle idziemy strzelać z dwoma strzałami. Jeżeli jest ich więcej, tak jak na turniejach są to cztery strzały, to dzielimy je na dwójki. Pierwsza strzała z serii nazywa się haya, zaś druga to otoya. Nie wchodząc dokładnie w szczegóły ich budowy, pochodzenia tego zwyczaju ani różnic w traktowaniu drugiej strzały gdy strzelamy pierwszą między kyūdō współczesnym a szkołą Honda, przyjmijmy, że mamy cztery strzały i kolejność strzelania jest taka: haya, otoya, haya, otoya. Nawet jeżeli komuś zdarzyło się wziąć nie te strzały co trzeba, bo np. nie ma dwóch prawidłowych par, co się zdarza. Standardowo strzały nabywamy w kompletach po 6 sztuk, czyli trzy pary i gdy przychodzi pora na zepsucie drugiej, trzeba to zrobić bardzo ostrożnie, aby nie skończyć z trzema sztukami jednej i jedną sztuką drugiej. I jeżeli to zabrzmiało jakbyśmy mieli kontrolę nad tym, która strzała się połamie, to nie, nie mamy. Choć na zdrowy rozsądek, w pierwszą hayę mogą trafić trzy właśnie strzały, w drugą otoyę już żadna…

Ale jest turniej do omówienia! Najczęściej trafialiśmy trzecią strzała, 20 razy na 81 (25%), najrzadziej czwartą (15 na 81%). Obie strzały z pierwszej pary miały równą skuteczność – po 17 na 82, czyli 21%. Czy ostatecznie haya ma pięć punktów przewagi nad otoyą. Tu ktoś mógłby się pokusić o teorię, że łatwiej nam się strzela trzymając w prawej dłoni drugą strzałę niż mając dłoń pustą, ale to Honda, tu się nie trzyma drugiej strzały. Oczywiście, część osób nie strzelała stylem Honda, więc przydałaby się porządnie sporządzona tabelka kto jak strzelał, czego niestety nie przygotowałem.

Czterech zawodników trafiło przynajmniej raz każdą ze strzał. Jedna osoba zawsze trafiała swoją drugą hayą. Szesnaście razy trafiono parę strzał, tj. haya i następująca po niej otoya (oczywiście, cztery z tych razów przypadają na całe komplety, trzy z nich są elementem trafianych trójek).

Statystyki dla poszczególnych tarcz pomińmy. 69 trafień na 10 tarcz, przecież to ledwo będzie te dziury widać.

zadość proroctwu

kichnięcie nowym shitsu

dokąd jedzie laur

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *