Przedegzaminacyjne Oborniki

I znów przyjdzie nam przytoczyć słowa mnicha zen, lub żaby, lub też żaby śniącej że jest mnichem zen śniącym, że jest motylemmyśl filozofa Zhuangzi, ale to nie ma nic wspólnego z kyūdō. A brzmią one no przecież się nie rozerwę!. A zdarzyło się to za sprawą kolejnych warsztatów w Obornikach Śląskich, które w niedziele palmową ściągnęły na Dolny Śląsk przedstawicieli kilku ośrodków kyūdō. Tym razem odbyły się pod wezwaniem: Egzaminy!. Tak jak temat ten patronował wiosennym warsztatom z Jeffem i Kiyo, tak pewnie pojawiać się będzie coraz częściej (zapewne także na kolejnych spotkaniach w Obornikach), bo cóż, idą egzaminy. Sęk w tym, że jest to właśnie liczba mnoga, czeka nas czerwcowe seminarium Honda-ryu i lipcowe seminarium ANKF. I jeżeli ktoś postanowił w szaleńczym napadzie ambicji rzucić się na oba te wydarzenia, teraz musiał odpowiedzieć sobie na pytanie: czy chcę ćwiczyć z grupą Honda czy ANKF? Bo przecież się nie rozerwę.

Jako przedstawiciel grupy Honda nie będę w stanie opisać ANKF-owej części spotkania, jakie szczególne myśli jej towarzyszyły – poza tym, że na początku było yatsugaezakładanie cięciwy na strzały. Na pewno zanim podzieliliśmy się na grupy, zaczęło się od wspólnego przejścia przez taihaiforma grupowego strzelania ANKF, tak by zobaczyć na czym stoimy i nad czym trzeba będzie popracować. Oczywiście, detali do poprawienia znalazło się sporo, od grupowych po indywidualne. Osobiście, jak na kogoś kto na swoim pierwszym treningu kyūdō został dogłębnie zachwycony komentarzem instruktora do ćwiczących, że oczy nie mogą być tak szeroko otwarte, jestem teraz dogłębnie zadziwiony, że udało mi się przegiąć w drugą stronę i miewam oczy zbyt zamknięte. Nie wgłębiajmy się jednak w te detale, tylko dla porządku tej relacji przywołam dwa fakty: przy tym pierwszym przejściu taihaiu mieliśmy jedno shitsupewna kategoria błędów polegające na upadnięciu strzały i jedno polegające na zerwaniu cięciwy.

Potem zaczęła się Honda. Tradycyjnie, na wstępie nieco przypomnienia podstaw. Pozycja bazowa, chodzenie, skręcanie, klękanie, kłanianie się – bo wszystko to ma te zabawne detale, które odróżniają ten styl od ANKF-u. Szczególnie cenne okazały się wskazówki dotyczące, że tak to ujmę, zarządzania kimonem – bo kimono to nie tylko hadanugiściąganie rękawu kimona i hadairezakładanie rękawu kimona, to też zgrabne wkładanie rękawa w łuk i umieszczania strzał pod rękawem. I są na to właściwie momenty, których trzeba być świadomym, zwłaszcza jeżeli ćwiczy się z grupą bezkimonową (lub z grupą kobiecą, która zarządzanie kimonem sprowadza do tasuki-sabakiobwiązywania rękawów kimona tasiemką przed wejściem do shajoprzestrzeń w której się strzela, nie licząc oczywiście Szkoły Wiedeńskiej). Inna kategoria cennych wskazówek, choć może trudniejsza do zaaplikowania, bo nie jest to prosty zestaw instrukcji: w tym momencie przesuń rękę w lewo, to stabilność podczas klękania. Legenda głosi, że Hondowe klękanie wcale nie musi być tak niewygodne po dłuższej chwili. Rzecz do rozpracowania metodą prób i błędów.

I gdzieś po drodze zdarzyła się poważna sprzętowa usterka. Rzecz dotyczy procedury yatori, zbierania strzał. Zwyczajowo, kiedy nie mówimy o zbyt wielkiej grupie, można trzymać się reguły, że jeżeli strzelamy po cztery strzały, to pierwsza piątka, która swoją porcję wystrzeli, ustawia się w gotowości i gdy ostatnia osoba pośle czwartą strzałę, grupa idzie pozbierać to co jest w tarczach. Trudność pojawia się wobec strzał, które z różnych powodów nie wbiły się w piankę – wylądowały za blisko, lub poleciały za wysoko, odbiły się od siatki i leżą przy tarczach albo i stoją w dziwacznych pozycjach, oparte o inne strzały. Kłopot polega na tym, że znacznie większa powierzchnia takiej strzały narażona jest na trafienie przez kolejne strzały – zwłaszcza gry strzała leży na podłodze, bo jest na lini wszystkich równie nisko wypuszczonych strzał. Wszelkie takie strzały dobrze jest zebrać od razu, przerywając ćwiczenia pozostałych strzelających. Tyle z teorii. Wróćmy do wydarzenia: dokładnych okoliczności strzału nie zaobserwowałem, nie wiem jak strzały był ułożone względem siebie, na ile można było tego uniknąć. Widziałem jednak ostateczny efekt i trzeba przyznać, że za pomocą jednej strzały złamać dwie inne to jest jakiś wyczyn. Choć nie ma wątpliwości, że takie sztuczki najlepiej ćwiczyć na własnym sprzęcie. To też nie jest polecane: standardowy komplet strzał to sześć sztuk, a przynajmniej cztery warto mieć, więc rezerwy nie ma dużo.

Po przerwie i po przebraniu się w kimona, grupa Honda przystąpiła do ćwiczenia formy kumitachi, będącej egzaminacyjnym standardem. Kilka przejść w różnych składach osobowych, różne błędy i spostrzeżenia – nie ma co wiele o tym pisać. Ciekawie zrobiło się na koniec: ostatnim zadaniem na tych warsztatach było jeszcze jedno podejście do taihaiu ANKF-u. I kiedy zdarzyło mi się przy tym wszystkim wykonać hokouchistuknięcie końcówką łuku o podłogę, które poza stylem Honda nie występuje, zdałem sobie sprawę, że miesiąc przerwy między tymi seminariami to świetna rzecz, akurat będzie czas by spróbować zapominać Hondowe odruchy, które teraz trzeba na siłę wtłaczać do głowy. Właściwie, to nie do końca prawda. Po wykonaniu hokouchi myśli nie pognały od razu w stronę doceniania uroków czasu na ćwiczenia, pierwsze myśli były mniej eleganckim ocenieniem tego niepotrzebnego ruchu. Akurat powstało nagranie tego strzału i można je było potem prześledzić. Mimika dokładnie wskazywała moment zdania sobie sprawy o błędzie. Kolejna przydatna lekcja na przyszłość, oczywiście nieraz już wcześniej powtarzana: kto miał zauważyć błąd, ten zauważył, a reszcie nie trzeba podpowiadać że coś poszło źle robiąc miny. Umiejętność niepopełniania błędów jest cenna, ale przyda się też nieco wiedzy jak je dyskretnie korygować by nie ściągnąć zbyt dużej uwagi.

cięciwa pękła
jak kra pękły też strzały
jeszcze jednej brak

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *