Jest jeszcze jedno wydarzenie, które musi dostać swoje sprawozdanie, zanim rozpocznie się fala dużych imprez kyūdōwych. A jest to wydarzenie wyjątkowe. Po raz pierwszy to nie my gdzieś wyjeżdżaliśmy, tym razem to do nas przyjechali nauczyciele i to tacy, że suma stopni dan na sali była trzykrotnie wyższa niż zwykle. Wydarzeniem tym jest Drugie Śląskie Seminarium Kyūdō, które odbyło się 26 marca 2022 roku. I od razu dodam, że dwa poprzednie zdania przesycone są PR-em i naginaniem rzeczywistości, więc przejdźmy od razu do naprostowywania faktów.
Element kyūdō jak najbardziej się pojawił, więc z tego nie muszę się tłumaczyć. Katowice dalej są na Śląsku, więc ta część też jest prawdziwa, choć dla ścisłości może lepiej powiedzieć, że chodziło o Górny Śląsk, jakby z Opola lub Wrocławia zgłaszano uwagi. Seminarium… no cóż, akurat to słowo jest trochę na wyrost, bo po prostu zrobiliśmy sobie pięciogodzinny trening w sobotę. Ale byli nauczyciele z zewnątrz! Znaczy, był jeden nauczyciel z zewnątrz… Janusz Surma z łódzkiego Ayame nas odwiedził. I zdanie z danami jak najbardziej się zgadza… przy czym u nas niestety ta suma danów to na starcie nie jest aż tak wysoka, więc łatwo ją zwielokrotnić.
Cel był prosty, podstawy podstaw, czyli kihon tai. Czyli bazowe postawy i ruchy, rzeczy do których nawet nie trzeba mieć łuku. A jak już ma się łuk, to tylko po to, by ciążył w lewej dłoni i żeby nie było zbyt wygodnie.
Jednak zanim zaczęła się nauka, nastąpił pokaz hitotsu-mato sharei, czyli zespołowej formy, w której każdy łucznik strzela do tego samego celu. Wszyscy z tego samego miejsca, więc jest trochę ruchu, by ustąpić miejsca kolejnej osobie, a potem zdążyć wrócić na pozycję strzelecką. Główny cel ćwiczenia był taki, by pokazać wszystkim biorącym udział w warsztatach (od tego momentu będzie się pojawiać skromniejsze „warsztaty”, a nie „seminarium”), że kyūdō ma do zaoferowania coś więcej, niż tylko taihai… Choć była to też dobra okazja do nauki i nie tylko detali związanych z tą konkretną formą. Takim detalem było np. dozukuri, czyli trzymanie postawy. Coś, co może bardzo zaważyć na tym, jak się prezentujemy podczas przejścia egzaminacyjnego. I coś, co trzeba mieć w głowie (a także w reszcie ciała) przez cały czas, nie tylko podczas drugiego etapu hassetsu.
Przejdźmy jednak do kihon tai. Składa się z czterech postaw i ośmiu ruchów. I proszę robić z tego notatki, bo to będzie na egzaminie! Postawy (kihon shisei) to:
- Stanie
- Formalne siedzenie na podłodze (seiza)
- Półsiad (kiza i sonkyo)
- Siedzenie na krześle
Tak, kyūdō ma skodyfikowane sposoby siedzenia na krześle. Nie mówimy o tym za często, bo to by ludzi odrzucało od kyūdō. Bo pomyślcie tylko, dwóch znajomych postanowiło opanować różne sztuki walki. Jeden wybrał jakieś karate czy inne kung-fu, drugi kyūdō. Spotykają się po tygodniu i ten pierwszy opowiada, jak to sensei Pai Mei nauczył go Techniki Pięciu Palców Dłoni Rozsadzających Serce czy innego Ciosu Wibrującej Pięści. A ten drugi przyznaje, że wakasensei Ogasawara naczył go siedzieć na krześle. Ale to jeszcze nic! Za tydzień będzie praktyka ze stania w miejscu! Przyznacie, ciężko na tym zbudować narrację zachęcającą do nauki kyūdō. To znaczy, można by na tym zbudować świetną narrację do uczania się kyūdō, gdyby tylko udało się skutecznie przekonać większość społeczeństwa, że siedzą na krzesłach jak pokraki, garbią się, a jest to szkodliwe dla zdrowia. I można to naprawić nie kupując wypaśne krzesło, a własną pracą, wysiłkiem, potem i łzami.
A tak notabene, swego czasu dokładnie taką lekcję przeprowadził sensei Ishibashi podczas Skypowej sesji Ogasawara-ryū: stanie w miejscu. Tu znajdziedzie wspomnienie tamtych wydarzeń: Kyūdō maraton: Wiśniowa Góra i Warszawa.
Aha, jest jeszcze magiczne słowo „półsiad”, a wśród nich kiza. Czyli ta paskudna pozycja, na którą niejednokrotnie już na łamach bloga narzekałem. Tu jest ważny detal. Tak naprawdę, to nie jest pozycja do siedzenia. Jest się cały czas uniesionym, ciało jest gotowe do walki. Jak ktoś chce sobie posiedzieć, to od tego jest seiza. Niektórzy są gotowi twierdzić, że to pozycja wygodniejsza, choć łatwiej odcinająca krążenie krwi w nogach. Inaczej mówiąc, z kizy bardzo chce się szybko wstać, ale jak się zasiedzisz w seizie, to już nie wstaniesz. Z tym, że w codziennej praktyce kyūdō seizy prawie nie ma. Pojawia się właśnie w takich formach jak hitotsu-mato sharei. I ewentualnie gdy nauczyciel prowadzi wykład podczas którego nie trzeba wykonywać żadnych ćwiczeń.
Drugi półsiad to sonkyo, spotykane jeszcze rzadziej niż seiza. Głównie w użyciu podczas ceremonii z asystentami, gdy asystent zbierający strzały czeka na zewnątrz i nie może przejść do kizy, bo by sobie hakamę zabrudził piaskiem czy trawą… choć gdy formę ćwiczy się wewnątrz sali, to też obowiązuje pozycja sonkyo.
Zaś wracając do krzeseł, to ich jest nawet jeszcze mniej. Przed egzaminami czeka się na krześle, ale jest spora szansa, że komisja egzaminacyjna tego nie widzi… chyba, że ma swoich ludzi szpiegujących tę część sali. Właśnie, komisja siedzi na krzesłach! Czyli przyczyną dla której włączono krzesło w szeregi kihon tai jest przygotowanie do tego, by za kilkadziesiąt lat, gdy będzie się już godnym, móc z gracją usiąść po stronie oceniającej na egzaminie. A mówili, że umiejętności nabyte w kyūdō do niczego się nie przydadzą w życiu.
Teraz pora na kihon-dosa, czyli osiem podstawowych ruchów. Znów, notatniki w dłoń i zapisujemy:
- półukłon (yu)
- pełny ukłon (rei)
- chód
- siadanie
- wstawanie
- obroty w miejscu
- obroty w ruchu
- obroty na kolanach (hirakiashi)
Aby to dobrze zapamiętać, trzeba to sobie jakoś umiejętnie pogrupować w głowie. Problem z tą listą jest taki, że mniej więcej czuje się o co chodzi, ale improwizując można się pogubić w detalach, kiedy wymieni się 6 lub 7 ruchów i walczy się o te ostatnie, szukając jakiegoś logicznego powiązania między nimi. Np. dlaczego niby siadanie i wstawanie są oddzielnie? Czemu obrót na kolanach jest odzielony od obrotu stającego, ale ukłon na kolanach już nie jest czymś innym od ukłonu stojącego? Przecież na upartego, płytki ukłon na wejściu czy wyjściu też jest niejako robiony w ruchu, może powinny być osobno? Zresztą, formalnie to tych ukłonów mamy znacznie więcej, tylko się z nich często nie korzysta. A może ten brakujący ruch to chodzenie do tyłu?
Udało nam się jednak na warsztatach przejść przez te wszystkie manewry, zrobiliśmy po drodze przerwę, i w końcu można zająć się łucznictwem i to takim, gdzie łuk faktycznie powoduje wystrzelenie strzał. Oczywiście, w formie taihaiu. Tym też sposobem po raz pierwszy uczestnicy katowickich treningów mogli poczuć, jaki stres wiąże się ze słowami „jeszcze raz od nowa” próbując po raz kolejny przekroczyć próg. Ale w końcu wszystkim udało się przejść przez całą ceremonię i mogliśmy zakończyć warsztaty. Może uda się zrobić powtórkę.
Aha, w tytule jest jeszcze słowo „drugie”. Jak „drugie”, skoro „po raz pierwszy to nie my gdzieś wyjeżdżaliśmy”? No cóż, legendy głoszą, że dawno, dawno temu, pamiętnego roku 2011, tego samego dnia, 26 marca, ten sam nauczyciel przyjechał na Śląsk, choć do sąsiedniego Chorzowa, by przeszkolić grupę adeptów kyūdō. Pewnie słowo „seminarium” też by w tym kontekście było użyte na wyrost. Jest bardzo duża szansa, że nigdy tych adeptów nie spotkałem, bardzo też prawdopodobne, że wielu z nich już zrezygnowało z łucznictwa, ale jeżeli możemy sobie do naszej działalności za darmo doliczyć 6 lat, powołując się na „śląskie kyūdō” zamiast na „katowickie kyūdō”, to czemu nie?
zicać a wstować
zwyrtać sie tom i nazod
sensei to strzimoł